„Królestwo” to pierwsza powieść Nesbo, bez Harry’ego Hole, jaką przeczytałem. Różnica jest duża, bo w tym przypadku właściwie nie mamy do czynienia z kryminałem. Są zbrodnie i ofiary, są śledztwa, nawet specjaliści z KRIPOS się pojawiają, ale historia bardziej przypomina powieść obyczajową. W górskiej wiosce, na uboczu, mieszka rodzina Opgardów. Starszy syn – Roy jest głównym bohaterem i narratorem. I to on stoi za pierwszymi ofiarami. W imię troski o młodszego brata (Carla). Rozwiązanie przyjęte przez niego, pociągnie za sobą kolejne wydarzenia, w których Roy cały czas będzie musiał trzymać się więzi rodzinnych i wyciągania brata z problemów. Narracja do pewnego momentu biegnie dwutorowo. W czasie realnym Carl Opgard wraca po paru latach do wioski, z uroczą żona u boku (pochodzącą z Barbadosu Shannon) i snuje plany budowy górskiego hotelu ze spa. Jego plan wymaga poparcia i zaangażowania mieszkańców wioski, ale to jemu i Roy’owi ma przynieść największe profity. Drugą płaszczyzną są wspomnienia Roya, z których wyłaniają się znacznie poważniejsze przewinienia braci, niż nie do końca uczciwa inwestycja. W tle obydwu płaszczyzn czasowych są romanse i zdrady, bijatyki i miejscowe tajemnice, jest niebezpieczna serpentyna z zabójczym zakrętem tuż obok domu Opgardów, a obok górski kocioł, który zamienia się w ponure cmentarzysko. Roy mógłby być porządnym facetem. Przejmuje po zmarłym Wuju stację benzynową i warsztat i naprawdę świetnie sobie z nimi radzi. Jest też dobrym szefem i nie korzysta ze słabości do niego nastoletniej pracownicy. Gdy odkrywa, że jeden z jego stałych klientów kupuje pastylkę „dzień po” wysnuwa słuszne wnioski, a wobec braku działania policji, bierze sprawę w swoje ręce. Niestety wtedy, gdy pomocy potrzebuje Carl, Roy musi wybierać ciągle tzw. „mniejsze zło”. Trzeba przyznać, że ma talent do rozwiązywania problemów i wymyślania „zbrodni doskonałych”. Tak jak Carl do „ściemniania” w sprawie hotelu. Sytuacja zaczyna się mocno komplikować, gdy Roy zakochuje się w Shannon – z wzajemnością. Nagle jego dotychczasowe paradygmaty życiowe stają w opozycji do szaleńczej miłości względem żony brata. „Królestwo” toczy się niespiesznie, jak życie w górskiej wiosce. Gra prowadzona przez braci Opgardów jest wyrafinowana, bo przecież wokół wszyscy się znają, słyszy się plotki, lokalna prasa ma dobre źródła informacji, a miejscowy szef policji (tzw. lensman) jest synem poprzedniego lensmana i nie wierzy w samobójstwo ojca. Zakamarki ludzkich dusz są mroczne, a zachowania powodowane niskimi pobudkami. Pociąg seksualny, potrzeba uznania i władzy, ochrona własnego stada – to są wartości, którym trudno się oprzeć. W „Królestwie” nie ma pastora, szlachetnego dziennikarza, czy bezstronnego szeryfa. Ludzie żyją tak, jak sami uważają. Roy Opgard jest bohaterem, który porusza i przeraża zarazem. A wszystko w imię słusznych idei i pięknych haseł.