„Bal” – reż. Ryan Murphy

USA, 2020

„Bal” – reż. Ryan Murphy

Hollywood od kilku lat aktywnie wspiera prawa społeczności LGBT. Wygląda trochę na to, że jest to obecnie jedyna mniejszość naprawdę prześladowana i wymagająca realnego wsparcia. W filmie „Bal”, zrealizowanym w formie musicalu intryga osnuta jest wokół jednej uczennicy, która chciała przyjść na bal maturalny z dziewczyną, a nie z chłopakiem. W akcję pomocy pokrzywdzonej nastolatce włącza się grupa artystów z Broadwayu, którzy właśnie zaliczyli klapę najnowszego przedstawienia i chcą zrobić sobie dobry PR. Punkt wyjścia ciekawy, bo wyobraźmy sobie polskie realia – co by było, gdyby ktoś chciał przyjść na „Studniówkę” demonstrując swój homoseksualizm. Rada Rodziców postawiona w niewygodnej sytuacji woli odwołać bal, niż doprowadzić do zgorszenia lokalnej społeczności. Zarazem nowojorscy celebryci są przedstawieni jako osoby wyrachowane, dbające przede wszystkim o własny interes, a nie o prawa mniejszości. Formuła musicalu pozwala jednak od razu założyć, że historia zakończy się pomyślnie, a perypetie jakie wynikną po drodze posłużą głównie do urozmaicenia charakteru prezentowanych piosenek. Zaangażowanie do takiego – umówmy się – młodzieżowego kina aktorów formatu Meryl Streep i Nicol Kidman – absolutnych wyjadaczek (także musicalowych), pokazuje jak hollywoodzkiemu środowisku zależy na społeczności LGBT. Przy czym, o ile Meryl Streep ma tu sporo do zagrania (nie tylko do zatańczenia i zaśpiewania), o tyle Nicole Kidman robi trochę za ładne tło. Oczywiście wszystko jest zrealizowane bardzo profesjonalnie – z tempem, pomysłem i przebojowością. Losy głównych bohaterów są ubarwione dodatkowymi intrygami. Dee Dee Allen (Maryl Streep) musi przełamać swój celebrycki egotyzm, Barry (James Corden) przeżywa na nowo ucieczkę z domu, gdy w wieku 15 lat zrozumiał, że rodzice nie zaakceptują jego homoseksualizmu, dyrektor szkoły (Keegan-Michael Key) ulega niechętnie presji Rady Rodziców w sprawie balu a jednocześnie konfrontuje swoje uwielbienie dla Dee Dee Allen z cieniami jej gwiazdorstwa. Główna bohaterka (Jo Ellen Pellman) mierzy się nie tylko z wrogością lokalnej społeczności w stanie Indiana ale także z lękiem swojej dziewczyny przed „wyjściem z szafy”. Sami uczniowie przede wszystkim boją się groźby odwołania balu. Są gotowi wystawić koleżankę, by tylko nie stracić balu. To uczciwie ostawiony problem. Z jednej strony aktorzy z Nowego Jorku przedkładają prywatne sprawy ponad walkę o prawa mniejszości, z drugiej młodzież musi rozstrzygnąć, czy jest w stanie poświęcić swoje marzenia dla jednostki. Wreszcie dziewczyna głównej bohaterki (Ariana DeBose) musi rozważyć, czy pójść za głosem serca, czy jednak trzymać się konformizmu i rozumu (jest wszak wzorową uczennicą i córką przewodniczącej Rady Rodziców). W pewnym momencie pada też przypomnienie, że chrześcijaństwo obliguje przede wszystkim do miłości bliźniego, a jeden z aktorów wytyka młodzieży, że chodząc do kościoła przechodzi do porządku dziennego np. z onanizmem, a odrzuca uczucia koleżanki. Te dylematy są dobrze ujęte. I to wszystko czyni „Bal” ciekawym i uniwersalnym produktem młodzieżowego kina.    

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×