„Niech gadają” – reż. Steven Soderbergh

USA, 2020

„Niech gadają” – reż. Steven Soderbergh

Nowy film Soderbergha przypomina mi kino Woody Allena. I nie chodzi tu akurat o grę Dianne Wiest, która wystąpiła w najważniejszych obrazach Nowojorczyka z lat 80. Problemy bohaterów, intelektualne konteksty, sposób prowadzenia dialogów, wpadanie na siebie bohaterów, czy nieśmiały romans – to wszystko przypomina klimat filmów Allena. Wreszcie Soderbergh umieszcza akcję na wielkim Atlantyku z reklamowym zapałem, jaki towarzyszy dziełom Allena lokowanym w różnych znanych miastach. Mniej tu może słów i gestykulacji, ale cała reszta się zgadza. Mamy zatem znaną pisarkę i intelektualistkę – Alice (w tej roli Meryl Streep), która ma opory przed wybraniem się za Atlantyk po ważną nagrodę literacką. Jest w trakcie pisania kolejnej powieści. Jej nowa, młoda agentka – Karen (była modelka – Gemma Chan) proponuje jej rejs statkiem Queen Mary II, który zapewni jej komfort podróży i warunki do pisania. Sama agentka chce też zdobyć informacje o nowej powieści, licząc, że będzie to kontynuacja największego bestselleru Alice, a nie intelektualna proza dla wybranych. Sama Alice decyduje się na podróż z dwóch względów. Chce zaprosić w rejs swoje dwie dawne przyjaciółki (Susan – Dianne Wiest i Robertę – Candice Bergen), by odnowić relacje z czasów młodości oraz odwiedzić grób XIX-wiecznej pisarki, która ją fascynuje. Zabiera też w podróż swojego bratanka – Tylera (znany z ostatnich Oskarowych produkcji Lucas Hedges), który darzy ją wielką atencją. Na statku nie wszystko jednak układa się po myśli bohaterów. Alice próbuje bez powodzenia zainteresować dawne przyjaciółki swoim ostatnim odkryciem literackim (obie wolą czytać kryminały, podróżującego tym samym rejsem twórcy bestsellerów). Nie udaje jej się również zaprosić na drinka Roberty, która ma do niej żal za umieszczenie w powieści jej przeżyć z czasów młodości, a poza tym koncentruje się na poznaniu jakiegoś bogatego faceta (boli ją fakt, że na co dzień jest tylko starzejącą się sprzedawczynią bielizny). Karen nawiązuje relację z Tylerem, by móc wyciągnąć za jego pośrednictwem jakieś informacje o nowej książce Alice. Tyler szybko ulega jej urokowi i liczy na coś więcej, niż tylko przyjacielskie pogawędki. Zarazem obserwuje tajemniczego ciemnoskórego mężczyznę, który codziennie rano wymyka się z pokoju ciotki. Podejrzewa ukryty romans. Wiadomo, że w którymś momencie małe intrygi, dawne pretensje i nieporozumienia będą musiały wybuchnąć. W „Niech gadają” wszystko ma subtelny wymiar. Poszczególne sceny rozgrywane są ze smakiem i ciepłym humorem. Bawi konfrontacja intelektualnej sztuki z chwytliwymi kryminałami – tym bardziej, że to akurat twórca kryminałów okazuje się największym wyznawcą ambitnej prozy Alice. Podoba mi się też  sposób mówienia o przykrych i w końcu dramatycznych sprawach, które pokazują dwojakie oblicza bohaterów z przewagą jednak sympatii i zrozumienia dla każdego z nich.