Oczywiście, że media społecznościowe pochłaniają naszą uwagę i zajmują czas. Dobrze wiem, że z kanału YouTube korzysta masa osób. Codziennie niemal każdy z nas coś lajkuje. Niemal każdy z nas przegląda też serwisy internetowe i korzysta z wyszukiwarki Google’a. Mało jednak osób zastanawia się jak ten świat działa. Film paradokumentalny „Dylemat społeczny” ma nam to uświadomić. Słuchamy w nim opinii twórców wielu internetowych rozwiązań, którzy – jak teraz twierdzą – powołali do życia bestię destabilizującą świat. Sposób działania internetu i mediów społecznościowych oglądamy na przykładzie symbolicznej rodziny, w której nastolatek poddawany jest działaniom sieciowych demiurgów. Film stawia śmiałą tezę, że za wzrostem skrajnych i populistycznych rządów w różnych częściach świata – z USA włącznie – stoją wielkie internetowe korporacje. Za rosnącą polaryzacją społeczna także. Za rozwojem teorii spiskowych również. Podobnie jak za wzrostem samobójstw i problemów psychicznych – zwłaszcza wśród nastolatków. Niekontrolowane przez nikogo bazy danych śledzą non stop nasze zachowania w sieci i wg stworzonych algorytmów biznesowych sterują treściami, jakie pojawiają się na naszym ekranie. Oglądamy proponowane przez sztuczna inteligencje filmy, słuchamy proponowanej przez nią muzyki, czytamy informacje i zawieramy znajomości, do których ona nas zachęca. W tym mechanizmie chodzi o stałe podsuwanie nam interesujących treści, przywiązywaniu nas do internetu i zarabianiu na nas pieniędzy. Ukazujące się nam treści są wciąż uatrakcyjniane i podkręcane, co prowadzi do rozprzestrzeniania się coraz to nowych teorii spiskowych (z wyznawcami płaskiej Ziemi włącznie). Użytkownicy internetu i mediów społecznościowych odrywani są systematycznie od innych wiadomości, niż te które ich interesują i są im bliskie. To prowadzi do polaryzacji. W USA zwolennicy demokratów i republikanów otaczani są przez skrajnie różne informacje. Podobnie jak w Polsce widzowie TVP i TVN. Zdaniem wypowiadających się w filmie ekspertów, upada coś takiego jak obiektywna prawda. Wszystko zyskuje dwuwymiarową ocenę. Pandemia, szczepienia, kryzys klimatyczny. Narastają skrajne emocje wokół religii, rasy, preferencji seksualnych. Film ilustrują przykłady wielkich zamieszek wywołanych tymi mechanizmami. W sferze prywatnej analizowany jest efekt „lajków”. Pomysł, który miał wnieść optymizm i akceptację stał się przelicznikiem wartości. Nastolatków frustruje mała liczba „polubień”. Młodzi ludzie kreują też swój wygląd przerobionymi przy pomocy internetowych narzędzi zdjęciami, po czym starają się upodobnić do własnych, przerobionych zdjęć. Te wszystkie dziubki, wielkie oczy, sztuczne rzęsy i tony makijażu… Każdego dnia generujemy o sobie masę danych. Te dane nami potem sterują. Sztuczna inteligencja wymyka się ludzkości z rąk i zaczyna rządzić światem. „Dylemat społeczny” stawia odważne tezy, choć stara się też dać nadzieję, że nie jest za późno na zmiany i przypomina, że internet to wciąż świetna rzecz. Niemniej globalne zmiany polityczno-społeczne są faktem, a groźba rychłej katastrofy narasta. Dopiero co oglądaliśmy szturm zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol. To dobity symbol naszych internetowych czasów. Tysiące Amerykanów ruszyło ratować swój kraj przed spiskiem elit. Oglądali swoje media i umawiali się na portalach społecznościowych. Ekstremizm prawicowy i lewicowy zdaniem twórców filmu wciąż wzrasta. Grozi nam wojna i kres cywilizacji. Niestety film podąża częściowo tymi samymi tropami, które sam potępia. Na pytanie o źródło zła wskazuje wielkie korporacje internetowe, a ich twórcy po latach bija się w piersi i mówią: „Nie sadziłem, nie spodziewałem się, przez myśl mi nie przeszło”. Warto oczywiście ten paradokument zobaczyć, choć zupełnie nie porywa on swoją narracją – zwłaszcza w tej części „para”.