Sam Levinson zafascynował się kameralnym kinem dialogu. Znów pokazuje parę tytułowych bohaterów rozmawiających ze sobą, tak jak w specjalnych odcinkach Euforii. Czarno biała taśma, noc, willa na odludziu i oni dwoje. Wracają późno do domu po pokazie specjalnym filmu Malcolma (John David Washington). On jest pełen pozytywnych emocji, włącza muzykę, wyrzuca z siebie masę słów i uwag. Komplementuje wygląd Marie (Zendaya). Ona robi coś do jedzenia, pali papierosa, milczy, a z jej miny można wyczytać, że coś jest nie tak. W końcu i Malcolm to dostrzega. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że Marie jest znudzona i zmęczona wieczorem, w trakcie którego cała uwaga skupiała się na Malcolmie i jego filmie. Chce zakończyć ten dzień. Ale Malcolm jest za bardzo nabuzowany emocjami, pochwałami i zaczyna drążyć. Tak dochodzi do słownej potyczki i wzajemnych ataków. Co nas obchodzi ta para? Dlaczego mamy oglądać jej nocne spory? No cóż – on jest człowiekiem sukcesu, ona jest super laską. Choć to fikcyjne postacie, nie trudno zainteresować się ich życiem. Ciekawe są relacje w których artysta mierzy się ze swoim natchnieniem, by nie powiedzieć muzą. Bo on jest z dobrego i majętnego domu i nie stworzyłby swojego filmu, gdyby nie przykre doświadczenia jego dziewczyny. Ale czy najbardziej dramatyczne życie to gotowy materiał na artystyczne dzieło? W filmie Levinsona nie padają odpowiedzi i nie ma zwycięzców tej nocnej kłótni. To jest też czas podniecenia, czułości, łez i słów przeprosin. Po prostu możemy przez chwilę uczestniczyć w cudzym życiu, odkrywać kuluary losu tych zdolnych, pięknych i uznanych. Tych, którym na co dzień możemy zazdrościć, z którymi chcielibyśmy się pewnie zamienić. Tu jednak okazuje się, że wszystko ma swoją cenę. Nic w tym odkrywczego – wiadomo, że sława i sukces to z drugiej strony ciężka praca, wyrzeczenia i czasem także ranienie najbliższych. W tym filmie wybrzmiewa to jednak bardzo naturalnie, żywo i autentycznie.