„Szarlatan” – reż. Agnieszka Holland

Czechy, Irlandia, Polska, Słowacja, 2020

„Szarlatan” – reż. Agnieszka Holland

Życie Jana Mikolaska było filmowe i żal byłoby tego nie wykorzystać. Ciekawe, że to Agnieszka Holland się za nie zabrała. Ten film jest trochę niedzisiejszy, bo zupełnie inaczej oglądałoby się go jeszcze w latach 80. Znawca naturalnych metod leczenia przyjmuje rzesze pacjentów, którzy w socjalistycznej Czechosłowacji lat 50 liczą na jego pomoc. Jego wiedza nie podparta jest nauką, ani dyplomami, a interes jaki prowadzi w bogatej willi ma charakter prywatny. Gdyby nie poważni protektorzy z grona jego pacjentów, z pewnością nie utrzymałby swojej działalności aż do 1957 roku, kiedy to w końcu znalazł się na niego paragraf, a ochrona w postaci samego prezydenta Czechosłowacji umarła śmiercią naturalną. Jan Mikolasek uczył się stawiać diagnozy z moczu jeszcze przed wojną od wiejskiej kobiety, która tą metodą leczyła ludzi. Talent Mikolaska okazał się nieprzeciętny, co docenili też wysokiej rangi hitlerowscy dostojnicy w czasie wojny. To oczywiście było kolejną niewygodną kartą w życiorysie Mikolaska, z którą nie mogły się pogodzić socjalistyczne władze. Przynajmniej od pewnego momentu, bo przecież cudowny lekarz to dla każdego cenna znajomość. Ale „Szarlatan” to nie tylko walka człowieka z systemem, to nie tylko życie przesiąknięte niezwykłą zawodową pasją (doktor Mikolasek nie mógł żyć bez pracy i swoich pacjentów). Nasz bohater jest też homoseksualistą, który przywiązał do siebie młodego pomocnika (choć ten miał żonę i dziecko). W poczuciu grzechu wznosi zatem ręce w modlitwie, wielokrotnie klęcząc na ostrych kamieniach pod krzyżem. Agnieszka Holland odbrązawia jego postać – zwłaszcza w świetle procesu toczonego przed sądem, w którym współoskarżonym jest też młody pomocnik.

Ten film pokazuje, że nieprzeciętny talent i ciężka praca nie wystarczą do rozgrzeszenia. Możemy podziwiać bohatera, gdy ten stawia błyskotliwe diagnozy i całymi dniami pochyla się nad kolejnymi przypadkami do wyleczenia. Gdzieś jednak brakuje mu pochylenia się nad samym człowiekiem. Jest narcyzem, przywykłym do przywilejów, na które zapracował. Uwierzył w swoją moc, gdy w młodości uratował siostrę przed amputacją nogi. Teraz niczym Wszechmogący feruje wyroki. Ale los czyhał na Jana Mikolaska, niczym władza ludowa, której nie pasował taki prywaciarz i cudotwórca mącący ludziom w głowach. Istvan Szabo kręcił takie filmy w latach 80. To nie jest może zarzut, ale „Szarlatan”, choć mnie zafrapował, to nie poruszył tak jak kiedyś mógł.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×