Szkocki duet Arab Strap nagrał swój siódmy album po szesnastu latach przerwy. Dziesięć lat temu reaktywował się na chwilę, ale tylko koncertowo, a pięć lat temu przypomnieli o sobie nową wersją swojego słynnego, debiutanckiego singla „The First Big Weekend”. Fani pewnie przestali wierzyć w powrót tych dwóch niegrzecznych chłopców. Być może pocieszali się już od jakiegoś czasu dokonaniami Sleaford Mods. Tymczasem Aldan Moffat i Malcolm Middleton (obydwaj od kilkunastu lat nagrywający na własne konto) postanowili raz jeszcze spotkać się w „Chem 19” i przygotować kilkanaście nośnych kompozycji, które weszły na „As Days Get Dark”. Najpierw wypuścili klasyczny dla siebie kawałek „The Turning of Our Bones”, w którym monodeklamacja Moffata, będąca ukłonem w kierunku najbardziej zmysłowych partii Jarvis’a Cockera, spotyka się z brzmieniem automatu perkusyjnego oraz gitarą i klawiszami Middletona. Ja polubiłem ten singiel od pierwszego razu. „Another Clockwork Day” czaruje nie tylko niskim brzmieniem głosu Moffata, snującego swoje opowieści, ale też bogactwem instrumentów obsługiwanych przez Middletona. „Compression Pt. 1” ma w sobie indie-rockowy ciąg – jakby The Wire spotkało się z Kraftwerk. Bardzo ładny jest „Kebabylon” (cóż za pomysłowa zbitka słów), z fantazyjnymi dęciakami. W „Tears on Tour” dostojne i romantycznie brzmiące klawisze prowadzą zgrabny temat w tle osobistych, choć nie do końca chyba szczerych wynurzeń Moffata. „Here Comes Comus!” przypomina gotyckie hity z lat 80. Ten automat perkusyjny, ten klawisz i lekko dramatyczna gitara. Przypomina mi się niemiecka nowa fala z tamtych czasów. Dałbym to na drugi singiel. Ciekawym połączeniem smyczkowych i perkusyjnych partii raczy nas „I Was Once A Weak Man”. Płyta kończy się dwoma bardziej stonowanymi kawałkami o adekwatnych tytułach „Sleeper” i „Just Enough”.
Wstyd mi trochę, że zapatrzony w The Beta Band, Belle And Sebastian i Mogwai nie doceniłem w złotych czasach duetu Arab Strap. Szkocka scena drugiej połowy lat 90. była naprawdę silna, oryginalna i zróżnicowana. Faktem jest, że nie wszyscy krytycy doceniali szczególny, niepoprawny politycznie humor duetu. Gdy teraz patrzę na okładkę „As Days Get Dark” widzę, że historyczne malowidła o tematyce religijnej przesłaniają zdjęcia kobiety na łóżku w samej bieliźnie. I ten album jest taką trochę zmyłką. Jawi się jako dzieło dwóch świntuchów, którzy wbili się w marynarki i wpadli na przyjęcie komunijne, choć w głowach nie mają żadnych świętości.