Kupiłem drugą płytę Julien Baker „Turn Out The Lights” kilka lat temu, posłuchałem ze dwa, trzy razy i odłożyłem na półkę. Nigdy nie byłem miłośnikiem artystów, którzy z gitarą akustyczną śpiewają o swoich sprawach. Ani energicznie, ani poetycko (w przypadku Baker akurat poetycko). Ot uraz z czasów piosenek ogniskowych itp. Nie zainteresowałem się też wydawnictwem supergrupy Boygenius, w którą Julien zaangażowała się razem z Phoebe Bridgers i Lucy Dacus. Po „Little Oblivions” sięgnąłem głównie dlatego, że artystka wzbogaciła tu swoje instrumentarium o bas, perkusję, syntezator, banjo i mandolinę. No i ta trzecia płyta, wypada już całkiem przyjemnie. W tych nowych piosenkach dużo się dzieje, pomimo, że wciąż trzon akompaniamentu stanowią gitara i fortepian. Ale dodanie perkusji, czy klawiszy nadaje tej muzyce przestrzeni, rozmachu i werwy. Chwilami można odnieść wrażenie, że nie przypadkowe są konotacje Julie z The National (wspólny producent, koncerty i współpraca z Mattem Berningerem). Takie „Ringside” to już prawie Arcade Fire. Julien unika też modnego skrętu w kierunku amerykańskiej tradycji, której uległy ostatnio Waxahatchee, Lana Del Rey, czy Sharon Van Etten. Nagrane z gościnnym udziałem koleżanek z Boygenius „Favor” lokuje się niedaleko Warpaint. Nawet te bardziej kameralne piosenki wypadają tu przekonująco. Na pewno zwraca uwagę singlowy „Hardline”, do którego powstał ciekawy, animowany teledysk. Pogodny nastrój niesie ze sobą „Heatwave”. „Relative Fiction” ma niemal taneczny rytm. Daleki od kameralności jest też „Highlight Reel”. Julien Baker niewątpliwie zmieniła stylistyczne barwy i pewnie dokona się też jakieś przegrupowanie wśród jej słuchaczy. Autorka „Sprained Ankle” była od momentu debiutu ciekawą artystka. Od płyty „Little Oblivions” będzie też kimś, kogo zamierzam uważnie słuchać.