Trochę zdążyłem zapomnieć fabułę „Króla”, ale w trakcie oglądania serialu właściwie wszystko mi się poprzypominało. W osiem ponad godzinnych odcinków dało się wepchnąć naprawdę dużo z książkowej akcji. Na pewno skrócone są katusze „Kuma” w Berezie Kartuskiej, ale tego akurat nie żałuję. Żałuję za to, że ekipa filmowa tak się musiała męczyć ze scenografią. Wiadomo jak bardzo zmieniła się Warszawa (tu częściowo musiała grać ją Łódź), ale przykro się robi, gdy wielokrotnie trzeba oglądać tę samą ulicę, to samo podwórze, czy zaułek. Jakby „Kum” i Szapiro byli jedynie królami kawałka jakiejś dzielnicy. To co w książce Twardocha uderza dbałością o szczegóły, tu niestety ledwo się broni. Czytając powieść miałem też oczywiście swoje wyobrażenia o poszczególnych bohaterach i w konfrontacji z zaproponowaną w serialu obsadą nie czułem się komfortowo. Bo choć do samej gry aktorskiej nie miałem większych uwag, to do wyglądu – owszem. O ile żona Jakuba Szapiry – Emilia dobrze wpisuje się urodą w moje wyobrażenia o tyle Ryfka Kij, Anna Ziembińska i sam Szapiro nie specjalnie. Oni się aktorsko dobrze wywiązują ze swoich ról, ale trudno było mi zrozumieć te fascynacje i romanse Jakuba. Także gang „Kuma” wypada jakoś blado, jak na to jaką miał władzę i jaki siał postrach. To raczej grupa „dziwolągów”, która nawet na Kercelaku powinna znaleźć sobie szybko silniejszą konkurencję. Szczepan Twardoch wymyślił sobie ciekawą historię i stworzył intrygujące postacie. Szapiro powinien budzić moralną odrazę, ale to on jest swoistym mężem sprawiedliwości w tej opowieści. To bohater pełen sprzeczności. Żyd, mający w poważaniu wiarę swoich ojców. Uczestnik wojny z bolszewikami, który nic do Polski nie czuje. Jego lewicowe przekonania nie przeszkadzają mu w gnębieniu biednych Żydów. Wobec kobiet raz jest hardy, innym razem to niepoprawny romantyk. Bokser-sportowiec, który pali, pije i wciąga kokainę. Lojalny wobec „Kuma” bardziej, niż względem żony, czy brata.
Przedwojenna Polska w „Królu” to dziwny kraj. Premier wyciąga wielokrotnie pomocną rękę do „Kuma” Kaplicy za zasługi z czasów wojny. Policja też szanuje „Kuma”, a przynajmniej jego pieniądze i wpływy. Narodowcy, którzy planują przewrót są karykaturalni i budzą odrazę, ale czy krajem i stolicą powinni trząść tacy jak „Kum” i Szapiro? Są też żydowscy komuniści (Doktor Radziwiłek), którzy mają Polskę w poważaniu i myślą tylko o tym jak się ustawić i dojść do władzy (choćby poprzez sojusz z falangistami).Zostają zatem tylko eleganckie hotele i restauracje, przestronne mieszkania w drogich kamienicach i wspaniałe wille. Ale także elegancki… burdel Ryfki. Ten kraj i ten świat zmierzał do samozagłady. Rok 1937, na którym koncentruje się główna część akcji „Króla”, był jakby pierwszym aktem zniszczenia i upadku. Jakub będzie żałował, że zawrócił swój samolot, którym uciekał z Warszawy. Serial pozostawia z wrażeniem zdziwienia tym jego ślepym przywiązaniem. Gdyby serce Jakuba biło mocniej do Ryfki, czy Anny, niż do Emilii mielibyśmy romantyczny dramat, ale Szapiro nie potrafił zostawić swojego miasta. I w jakiś sposób nie sposób popukać się z tego powodu w czoło. Ten serial jest smutny, epatuje złem i goryczą. Wszystko się w nim wali, a jednak pozostawia szczery żal i uczucie nostalgii. I te uczucia sprawiają, że trudno mi przywołać inny polski serial, który pozostawiłby mnie z takimi wrażeniami i zapatrzeniem w napisy końcowe.