Poznałem duet Lost Horizons w 2017 roku, kiedy to gitarzysta Simon Raymonde (ex-Cocteau Twins) i perkusista Richard Thomas (ex- Dif Już i The Jesus And Mary Chain) nagrali płytę „Ojala”. Materiał był bogaty i zróżnicowany – nie tylko przez wzgląd na udział różnych wokalistów. W ub. roku duet zabrał się za nowe nagrania. W grudniu mieli gotową pierwszą część – osiem piosenek, w tym singiel „Cordelia”. Do lutego dopracowali drugą część i wydali „In Quiet Moments”. Do partii wokalnych znów zaprosili wokalistów znanych z pierwszej płyty: Marissę Nadler, Gemmę Dunleavy, Cameron Neal, Karen Peris i znanego z Midlake Tima Smith’a. Dużą niespodzianką jest za to podjęcie współpracy z wokalistką Porridge Radio („One for Regret”). Tak jak na poprzedniej płycie, fani Cocteau Twins znajdą tu sporo charakterystycznych pomysłów i kompozycji. Odniesieniem są zwłaszcza utwory ze wspaniałej płyty „Heaven Or Las Vegas”. Ale oprócz tego dostajemy tu też przykłady odmiennej stylistyki: piosenkowy jazz, trip-hop, czy indie-rock.
„Halcyon” i „Every Beat That Passed” to niewątpliwie utwory dla miłośników Cocteau Twins, „I Woke Up With An Open Heart” niesie ze sobą wpływy reggae (z chwytliwą partią zagraną na rogu), „Grey Tower” to elegancki kawałek z aksamitnym głosem Toma Smith’a. Etniczną pulsację i piękny wokal Gemmy Dunleavy przynosi „Linger”. Bliski dokonaniom Porridge Radio jest „One For Regret” zaśpiewane przez Danę Margolin. „Nobody Knows My Name” zaskakuje partiami melotronu i klimatem niczym z nagrań Roberta Wyatt’a. Ponad siedem minut trwa singlowa „Cordelia”, w której trudno pomylić gitarę Raymonda, a cały utwór przypomina niesamowity nastrój płyt This Mortal Coil. Wyjątkowo rozbudowana jest kompozycja tytułowa, z nieco soulowym zacięciem zaśpiewana przez Urala Thomas’a. Jazzową zmysłowość ma „Unravelling In Slow Motion”. Oniryczną delikatność „Flutter” – jedyny utwór w którego skomponowaniu nie wziął udział Raymonde. „Heart of a Hummingbird” to właściwie klasyczny utwór z pogranicza dream-pop’u i shoegaze’u. Całość zamyka pozbawiona gitar, oparta na pianinie i skrzypcach urocza piosenka „This Is The Weather”.
Ten album wydaje mi się być jeszcze lepszy, niż debiut. Jest po prostu równiejszy. Czaruje i zadziwia od początku do końca. To naprawdę długi album, ale przez wzgląd na różne głosy i style, nie można się nim znudzić. Daje otuchę, poczucie piękna i harmonii. Pozwala pomarzyć o lepszym świecie, przypomnieć miłe chwile. Jest intymny i prawdziwy. Świetna rzecz na obecne czasy.