„Sketchy” – tUnE-yArDs

4AD, 26 marca 2021

„Sketchy” – tUnE-yArDs

Amerykański tUnE-yArDs poznałem równo 10 lat temu, za sprawą ich drugiej płyty „Whokill”. Ta mocno rytmiczna, żywiołowa i etniczna muzyka wydała mi się na tyle oryginalna, że postanowiłem rozejrzeć się za dwa lata starszym debiutem, nagranym właściwie przez Merrill Garbus solo (Nate Branner dołączył do niej dopiero na drugim albumie). Akceptacja dla niespokojnej, wręcz chaotycznej miejscami formuły muzycznej sprawiła, że dziś jestem posiadaczem wszystkich pięciu płyt tUnE-yArDs. W takich chwilach nachodzi mnie refleksja, że pewnie jestem jedynym właścicielem takiej kolekcji w swoim mieście, a może i w całym województwie? Album „Sketchy” powstawał dość długo. Otwierający wydawnictwo singiel „Nowhere, Man” został stworzony jeszcze w 2019 roku. Merrill Garbus po nagraniu w 2018 roku czwartej płyty, właściwie gotowa była zakończyć swój projekt. Duet został wszak dostrzeżony. Na niezależnych listach płytowych po obu stronach Atlantyku plasował się w pierwszej, a czasem w drugiej dziesiątce. Zbierał dobre recenzje, ewoluował ku bardziej harmonijnym formom. Nate Branner jako życiowy partner Merrill nie stanowił problemu – nie trzeba go było wyrzucać. Niemniej Merill aktywistka, kobieta świadoma i twórcza poczuła, że tworzenie muzyki jest jej potrzebne – choćby po to by wyrazić swój gniew, niezadowolenie, frustrację, potrzebę wolności i robienia czegoś w jakże niepokojących czasach. Tych nowych 11 kompozycji uderza znów pierwotną energią. „Nowhere, Man” jest rewelacyjny. To jedno z najlepszych nagrań duetu w ogóle. Nie sposób się przy nim nie poderwać i nie ulec jego fluidom.

„Make It Right” najpierw lekko się zacina, a potem ciągnie soulowe nuty w szalonej dźwiękowej oprawie. Singlowe „Hypnotized” jest wyraźnie ładniejsze, niemal liryczne, a zarazem optymistyczne i przyjemnie rozśpiewane (swoją drogą zawsze mam problem z zaklasyfikowaniem, czy Merrill ma głos żeński, czy męski). „Homewrecker” bawi i zdumiewa niczym pomysły The Residents. W ogóle jeśli ktoś nie słyszał nigdy tUnE-yArDs powinien wyobrażać sobie jakąś wypadkową Dirty Projectors, Cibo Matto, Talking Heads, Fela Kuti i wczesnych Red Hotów. Dużo w tym graniu humoru, prowokacji i zabawy. Druga część „Silence” to faktycznie minuta ciszy (w przeciwieństwie do energicznej pierwszej części). Trzeci singiel – „Hold Yourself.” ma w sobie pewien popowy polot i zaskakująco brzmiący saksofon. Kończy się jednak nagromadzeniem dźwięków, które zraziłyby radiowych, wielkoformatowych DJ’ów. Potem jest rozedrgane, perkusyjne „Sometime”. „Under Your Lip” przypomina, że duet komponował nowe piosenki w oparciu o perkusję i bas, choć nie brak tu też saksofonu. Zamykające płytę „Be Not Afraid.” jest na swój sposób podniosłe – głównie za sprawą partii wokalnych. Syntezatory mruczą, instrumenty rytmiczne lekko mantrują. Utwór lekko się wznosi ku swemu zakończeniu, by w finale zgasnąć i oddać jeszcze na moment głos Ruth Garbus. Ta płyta porusza, intryguje, cieszy i zastanawia. No i nie prędko się nudzi.

      

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×