Nie mogę powiedzieć, że jakoś szczególnie czekałem na trzecią płytę duetu Royal Blood. Zapowiadające go single (Trouble’s Maker z września 2020 i tytułowy Typhoons ze stycznia 2021) były dobre, ale nie poświęciłem im wiele uwagi. W „Trouble’s Maker” pojawiły się klawiszowe dodatki, a za jego produkcję odpowiada Paul Epworth znany ze współpracy nie tylko z rockowymi artystami, ale sama piosenka była typowa dla Royal Blood. „Typhoons” za to sugerowało, że duet ma ochotę spróbować czegoś odrobinę nowego. Jego bit był w sporej mierze dość taneczny. Cała płyta pokazuje, że zespół ewidentnie miał ochotę na odświeżenie stylu. Nowa muzyka jest bardziej zmysłowa i śmielej pomyślana pod względem aranżacyjnym. Mike Kerr sięga po szerszą, niż dotąd gamę instrumentów, a Ben Thatcher wzbogaca swoją grę na perkusji nowymi elementami. Wokal Kerr’a wciąż jest dużym atutem zespołu, ale dodatkowo wokalista zrobił kilka razy miejsce na damskie chórki. Niby na pierwszy odsłuch wszystko jest po staremu, ale każda chwila dodatkowej uwagi pozwala odkrywać nowe, czasem niemal zaskakujące elementy.
Na przykład klawiszową wstawkę w końcówce „Million & One”- w stylu Gary Numana. Ewidentnie disco-punkowy rytm napędza refren w najnowszym singlu „Limbo”. Warto też wsłuchać się w pokręcony „Boilermaker”, który zawiera pokręcone figury niczym z Rage Against The Machine. To akurat najstarsza piosenka na płycie, jeszcze z 2019 roku, a za jej produkcję odpowiada sam Josh Homme. Tak Royal Blood jeszcze nigdy nie grało. Uwagę zwraca też zdecydowanie „Mad Visions” z dyskotekowym puszczaniem oka do słuchaczy i damskimi chórkami. Do tego ta przestrzenna, selektywna produkcja! Wreszcie nie sposób nie wspomnieć o niejako solowym kawałku Kerr’a – zamykającym płytę „All We Have Is Now”. To właściwie ballada zaśpiewana do akompaniamentu na pianinie. Całość jest zrealizowana z lekkim pogłosem, by nie wypaść może zbyt ckliwie, ale i tak trudno nie być zaskoczonym słysząc ten krótki utwór. Warto dodać, że okładka płyty utrzymana jest w stylu Daft Punk, na których wpływ duet powoływał się w trakcie pracy nad „Typhoons”. Royal Blood nagrało chyba najbogatszą i najdojrzalszą rzecz w swojej karierze. Poprzez nowe pomysły nie musiało się martwić o to, czym zajmą słuchacza w kolejnej trzyminutowej piosence na głos, bas i perkusję. I choć słuchając „Typhoons” nie przeżyłem ekscytacji, jaka towarzyszyła debiutowi sprzed siedmiu lat, to dziś myślę, że chętniej będę chyba wracał właśnie do tej najnowszej płyty.