„Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna” – Filip Zawada

Wydawnictwo Znak, 2021

„Zbyt wiele zim minęło, żeby była wiosna” – Filip Zawada

Czwarty tom prozy Filipa Zawady wzrusza, śmieszy i konfrontuje z paroma nieprzyjemnymi poglądami. Narratorem jest autor wracający wspomnieniami do czasów dzieciństwa i młodości, ale centralną postacią jest jego dziadek – Szczepan. Prawdopodobnie kresowiak, tęskniący za swoją Ukrainą. Ma w każdym razie przywiezioną z ukraińskiego burdelu starą kanapę i pomaga ukraińskim dziewczynom znaleźć w Polsce męża. Sam przy okazji wdaje się w liczne, gorszące romanse, co czasem także dla niego kończy się nieprzyjemnie. Dziadek przeżył wojnę i było to dla niego kluczowe doświadczenie. Generalnie jego postać wzbudza w autorze niemal same negatywne emocje. Widzi w nim tyrana, szowinistę, antysemitę, pyszałka, chama i samoluba. Jako jego wnuk, był od małego gnębiony, wyśmiewany i oszukiwany. Ów dziadek Szczepan długo nie dawał się śmierci. Miał na kostuchę swoje metody. Umierał zatem na raty, uprzykrzając życie najbliższej rodzinie. Do ostatnich swoich dni prowadzał się z młodszymi od siebie kobietami, które liczyły na miłość, a czasem nawet na ożenek. Listy tych kobiet przypominają dawną korespondencję słaną do redakcji kobiecych czasopism. Pokazują przy okazji jak Szczepan potrafił grać na naiwności i marzeniach swoich kolejnych „przyjaciółek”. Jednym z atrybutów swoistego charakteru Szczepana był jego samochód marki Polonez. Dziadek autora dbał o niego, jak o mało co w życiu, ale też dostawał białej gorączki, gdy coś się w nim psuło. Potrafił w szale potraktować auto siekiera, choć innym razem wypraszał rodzinę z samochodu z powodu lekkiego zarysowania karoserii. Pod koniec życia prowadził przez cztery miesiące kwiaciarnię, którą otworzył za pieniądze skradzione wnukowi. Gdy temu samemu wnukowi zapisał swoje mieszkanie, nie wahał się w przypływie złego nastroju skierować do sądu sprawę o zmianę tej decyzji, w dodatku z wyssanymi z palca oskarżeniami. Potrafił też zadręczać sąsiadów grą na saksofonie, doprowadzając siebie (a potem też ich) do stanu bliskiego całkowitemu ogłuchnięciu.

Autor wielokrotnie wspomina swoje niepowodzenia i porażki, wywołane m.in. kompleksami o jakie przyprawił go dziadek. Za duży nos utrudniał mu nawet myśli o całowaniu się z dziewczynami, a Szczepan szydził z wnuka wypominając mu żydowskie pochodzenie, czego ów wydatny nos był dowodem. Masa w tym tomie historii o porażkach, rozczarowaniach i niedostatku. W wielu z nich rówieśnicy, bądź starsi czytelnicy Zawady odnajdą własne wspomnienia – jak np. w opowieści o chodzeni na dyskotekę w za dużych butach, bp szkoda było kupować dzieciom buty na miarę, skoro zaraz wyrosną i znów trzeba będzie polować na nową parę obuwia. Ale autor, jako narrator też się nie wybiela. Nie kryje swoich wpadek, kłamstw i słabości. Jest leniem, nie wierzy w ideały, oszukuje rodziców i niejednokrotnie odpłaca dziadkowi „pięknym za nadobne”. Ta proza przypomina najlepsze cechy krótkich form Kereta, czy Hrabala. Zanurzona w szczegółach, wspomnieniach, w ludzkich charakterach, opisuje historie które mają złe zakończenia, albo przynajmniej niepoprawne. A jednak bije z nich ciepło, poczucie bliskości i sympatia dla bohaterów. Kiedyś ceniłem Filipa Zawadę za jego wkład w zespoły AGD, Pustki i Indigo Tree. Teraz widzę też wielki talent literacki. 

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×