„Nomadland” – reż. Chloe Zhao

USA/Niemcy, 28 maja 2021

„Nomadland” – reż. Chloe Zhao

Są filmy, które dotykają „sensu życia” i takie ostatnio zdobywają laury od jurorów. W czasach pandemii los ludzi żyjących „w drodze” nabiera dodatkowego wymiaru. Gdy żyliśmy w zamknięciu pandemicznym, mogliśmy czuć duszność i frustrację. Ale „Nomadland” pokazuje, że większość z nas dusi się w zamknięciu nawet bez pandemii. Tkwimy w naszych domach, zakładach pracy, rodzinnych miejscowościach, emocjach i przyzwyczajeniach. Ten film pokazuje życie ludzi w kamperach, którzy nigdzie na stałe nie zapuszczają swoich korzeni, żyją blisko natury, nie przywiązują się do rzeczy, tworzą swoistą wspierająca się wspólnotę społeczną. Są takimi – jak to zostaje ujęte w filmie – amerykańskimi pionierami. Ale to nie jest też film o wolności. Główna bohaterka – Fern (nagrodzona Oscarem za tę rolę Frances McDormand) jest kobietą, której dawne życie się zawaliło. Zmarł jej ukochany mąż, jej zakład pracy zbankrutował, a miasteczko, które utrzymywał, praktycznie przestało istnieć. Fern opuszcza zatem dom i w starym kamperze próbuje dalej żyć. Zatrudnia się w różnych miejscach – generalnie przy pracy fizycznej. Często marznie i wiedzie egzystencję na granicy nędzy. Ale zjednuje sobie ludzi, może zamieszkać z niektórymi z nich pod wspólnym dachem, ale wybiera swój kamperowy świat. I nawet jeśli dotyka odrobiny luksusu, to zaraz go odrzuca. W gruncie rzeczy jest też zamknięta w swoim świecie. Wciąż wspomina męża, przechowuje niczym największy skarb porcelanowy talerz od matki, decyduje się na naprawę wiekowego kampera, bo tyle rzeczy w nim dla siebie przerobiła. Odrzuca uczucia innych osób – także mężczyzn. Żyje w cyklu podróżnym niczym zwierzę wędrowne.  Po drodze poznaje ludzi i słucha ich opowieści. Tacy jak ona uciekają od „kultu dolara”, bo wiedzą, że wielu nie dożywa do swojej emerytury, albo nigdy nie realizuje swoich planów i marzeń. Czasem czują, że naprawdę żyją tylko w kontakcie z naturą, albo gdy pomagają innym. „Nomadland” – co ciekawe – nie jest pochwałą takiego trybu życia. Trudno powiedzieć, że Fern się udało wyrwać z dawnych ograniczeń, czy że nauczyła się być szczęśliwą. Są sceny, gdy można poczuć to „coś” co nomadom XXI wieku pomaga trwać przy swoim, ale częściej można czuć podziw, że są w stanie tyle znieść.

Fern można raczej współczuć, gdy telepie się pod kilkoma kołdrami, gdy dostaje rozwolnienia na wiadrze, gdy czyści zarzygane toalety, albo żywi się jedzeniem z puszki. Kiedyś pracowała w kadrach i jako nauczycielka – teraz pakuje paczki w Amazonie, przerzuca buraki, albo sprząta w kuchni. I nie chce tego zmieniać. Nie chce mieszkać w domu, ani nawet mieć nowoczesnego kampera. Nie chce zaczynać nowych bliskich relacji. Próbuje się odciąć od przeszłości, ale czy jest w stanie? Takie filmy wzbudzają szereg refleksji. Pozwalają złapać oddech i dystans. Uświadamiają. Ale jest to też kino zupełnie nie amerykańskie. Pokorne, bez moralizatorstwa i przesłań, trochę też bez nadziei. Ameryka nie jest w nim piękna, ani bogata. Czy jest krajem wolności i demokracji? – też można polemizować. Najlepsi są w niej ludzie – i to chyba najbardziej wyróżnia „Nomadland”. Tu wszyscy są uczynni, pomocni, gotowi służyć radą i wsparciem. Nawet gdy w jakimś barze ktoś gra na gitarze, czy pianinie, to wychodzą mu kawałki tak prawdziwe i ujmujące, jakbyśmy mieli do czynienia z wielkim, uznanym artystą. Piękna jest też natura, wolne od człowieka przestrzenie – pustynie, skaliste góry, dzikie rzeki, lasy z gigantycznymi sekwojami, nadmorskie klify, niebo pełne gwiazd lub rozświetlone kolorami zachodzącego słońca. Te obrazy zostają w pamięci, podobnie jak twarze ze śladami ciężkiego życia, wypowiedziane proste słowa przy okazji codziennych rozmów. Wydaje się, że to wszystko jest prawdziwe i ważne – tak jak ten film.