Jeden z najbardziej nagradzanych filmów na ostatnim Festiwalu w Gdyni, pokazywany również w Cannes – „Sweat” w reżyserii Magnusa von Horna – bardziej mnie rozczarował, niż oczarował. Historia instruktorki fitness, która zawdzięcza karierę mediom społecznościowym jest sama w sobie ciekawym tematem. Bycie influenserem pociąga, a świat instagramowych gwiazd intryguje. Sylwia Zając (w tej roli Magdalena Koleśnik) ma 600 tysięcy tzw. followersów, co sprawia, że dostaje masę produktów do reklamowania w swoich filmikach. Z uśmiechem na twarzy ćwiczy, organizuje happeningi w galeriach handlowych, promuje zdrowy styl życia i modę fitness. Właściwie można się domyślać, że życie influenserów to nie sama śmietanka. Tu jednak nie chodzi o ciężka pracę, czy naciski ze strony sponsorów. Bohaterkę dopada kryzys singielki. Jej przyjaciółka odnajduje miłość, jej Mama wiąże się po latach samotności z nowym mężczyzną. Nią interesuje się co prawda kolega z siłowni i jakiś mało atrakcyjny stalker, ale obydwaj widzą w niej tylko atrakcyjne ciało. Na rodzinnej imprezie z okazji urodzin Mamy wszyscy zachwycają się popularną Sylwia, o której piszą w kolorowych magazynach, ale nie bardzo chcą słuchać o jej życiowych rozterkach. W pewnym momencie w Sylwii coś pęka. Jednak jej reakcje są dość zaskakujące i psychologicznie trudne do poskładania. Bohaterka szamoce się w swoich uczuciach i działaniach. Finał historii okazuje się mało wymowny i widz może w gruncie rzeczy wzruszyć obojętnie ramionami nad losem bohaterki.
Niestety filmowi brak też dynamiki. Oglądając go przez spore fragmenty zwyczajnie się nudziłem. Nie bardzo wiedziałem, czy żałować bohaterki, czy tylko kiwać wyrozumiale głową nad jej dość oczywistym życiem. Sylwia wyciąga z imprezy kolegę i zaprasza go w jednoznacznym celu do domu. Potem jednak zmienia zdanie i co innego zajmuje jej myśli. Najpierw nasyła kolegę na swojego stalkera, a potem pomaga pobitemu mężczyźnie dostać się do szpitala. W telewizji śniadaniowej najpierw pokazuje łzy, by zaraz potem z uśmiechem zrobić swój firmowy trening. Tęskni za Mamą, ale na jej urodzinach chce przede wszystkim zwrócić uwagę na siebie. W galerii handlowej spotyka koleżankę ze szkoły i wysłuchuje jej historii o poronieniu, ale spotkanie kończy i tak pozowane, uśmiechnięte selfie. „Sweat” jest ważną próbą pokazania nowego oblicza popularności. Ma sporo dobrych i trafnie ujętych scen. Jednak scenariusz kuleje, a historia nie bardzo przekonuje. Wymowa jest nazbyt banalna. Trudno mi nawet ocenić grę Magdaleny Koleśnik, bo w żaden sposób nie zbliżyłem się do jej postaci – pomimo tylu intymnych ujęć.