Pogmatwane bywają ludzkie koleje losu. Patrząc na pewne wydarzenia wyrwane z ciągu zdarzeń trudno zrozumieć dlaczego ktoś zachował się w określony sposób. Dlaczego więc mężczyzna zostawia na lotnisku kilkuletniego chłopca – swojego syna? Powieść Salvatore Scibony niesie ze sobą kilka wątków i tropów. Jej oryginalny tytuł to „Ochotnik”. Vollie Frade był ochotnikiem w czasach wojny wietnamskiej. Nie chciał wracać do biedy i braku perspektyw, więc pomimo traumatycznych, wojennych przeżyć zaciągał się kolejne razy do oddziału, w którym służył głównie jako kierowca transportera. W końcu trafił do niewoli. Wybawienie przynieśli mu ludzie, którzy w stosunku do takich straceńców i twardzieli jak on, mieli swoje plany. Vollie z niewoli trafił w nicość, stał się Tillym Dwightem, a potem otrzymał tajną misję, jaką można powierzyć tylko człowiekowi, który nie istnieje. Jego zadanie nie wymagało od niego heroizmu. Miał nadstawiać uszu i zlokalizować dyskretnie pewnego człowieka. Zleceniodawcy płacili mu za informacje, milczenie i niezadawanie pytań. Ale kres tej historii nie pozostawił Tillego obojętnym. Sprawił też, że uniósł się honorem i nie sięgnął po należną mu wypłatę. Postanowił natomiast odnaleźć dawnego kumpla z wojska – Bobby Heflina. Bobby mieszkał na farmie w Nowym Meksyku, ale gdy Tilly tam dotarł, zastał tylko kobietę z małym chłopcem. Louisę i Elroya. Ostatnich mieszkańców hippiesowskiej komuny. Jej skarbem była uroda. Chłopiec był owocem seksu, a nie miłości. Louisa nawet nie wiedziała kto z mieszkańców komuny był ojcem. Przyjęła pod dach Tillego, a niedługo potem także do swojego łóżka. Elroy stał się ich nieformalnym dzieckiem. Gdyby Tilly skorzystał z pieniędzy mogliby utrzymać farmę i zostać prawdziwą rodziną. Gdyby Louisa pokochała Tillego, pewnie także. Jednak ich wybory były inne.
Ucierpiał na tym Elroy, który po latach trudnego dorastania, stał się również wojennym ochotnikiem. Obcował ze śmiercią i zabijaniem. Podczas jednej z misji trafił do Estonii, gdzie poznał pewną kelnerkę. Ich romans przyniósł na świat chłopca imieniem Janis. Związek Elroya okazał się bez przyszłości, ale postanowił zabrać chłopca do Ameryki i przywieźć go do swoich rodziców. Tilly i Louisa po latach wrócili do siebie, podjęli spóźnione o wiele lat decyzje. Ale ta historia nie ma łatwych rozstrzygnięć. Tak jak niełatwo było wypełniać misje Volliemu/Tillemu a potem Elroyowi. Dorośli płacą swoją cenę za własne czyny i wybory, a dzieci swoją za wybory dorosłych. Ta powieść ma wiele mocnych momentów i zostawia czytelnikowi pytania, na które trudno znaleźć jednoznaczne odpowiedzi. Narracja skacze po miejscach, datach i bohaterach. Trudno układać obraz z takich puzzli, ale każdy fragment całości jest w zasadzie zajmujący. Salvatore Scibona wiele lat poświęcił tej powieści. Włożył w nią wiele bolesnych emocji. Raczej zmagań i rozczarowań, niż życiowych tryumfów. Trudno zrozumieć obydwu ochotników. Ich wrażliwość, tęsknotę za bliskością, a zarazem swoiste zatracenie oraz balansowanie na granicy życia i śmierci. To duża i gęsta powieść. Chętnie zadałbym autorowi parę pytań, po tej lekturze. A rzadko mam taką ochotę.