„Opowieść podręcznej” sezon 4 – Bruce Miller

USA, 28 kwietnia – 16 czerwca 2021

„Opowieść podręcznej” sezon 4 – Bruce Miller

Każdy sezon tego serialu boli. To rzecz z gatunku tych, które tak samo wciągają, jak męczą. Teokratyczna Republika Gilead, która powstała na terenie dawnych Stanów Zjednoczonych Ameryki jest tak ponurym i okrutnym miejsce, że widz cierpi z bohaterami, którzy zostali w tym państwie uwięzieni. Czwarty sezon obejmuje czas, w którym główna postać serialu – June podejmuje próbę odwetu na swych prześladowcach. Próbuje też pomóc innym Podręcznym, które tak jak ona ukrywają się w Gilead, korzystając ze wsparcia Ruchu Oporu. Staje przed dylematem, czy dochodzić sprawiedliwości, uciekając do Kanady, do swojego męża, czy też kontynuować misję na miejscu i starać się odzyskać córkę Hannę, wychowywaną przez innych rodziców. Ten sezon znów pełen jest okropnych scen, bardzo emocjonalnych momentów, dramatycznych decyzji i dylematów. „Opowieść podręcznej” bardzo dobrze ukazuje dylematy współczesnych społeczeństw i silną linię ideologicznego podziału. Republika komendantów reaguje na kryzys społeczny wprowadzeniem surowych, purytańskich zasad i przywróceniem kobietom zadań sprzed feministycznego wyzwolenia. Ma to przede wszystkim zapewnić wzrost liczby urodzeń dzieci. Opierają swój przekaz werbalny na wierze oraz Bogu. Aparat państwowy na systemie policyjnym. A rodzinę na tradycyjnych wartościach, w których kobiecie przypisane są proste prace domowe, skromność i opieka nad dziećmi. Tak zwane kobiety podręczne są ciałami do zapładniania przez wyselekcjonowaną, męską część społeczeństwa w obecności i z pomocą małżonek. Wolny świat, reprezentowany tu przez Kanadę, wygląda trochę, jak Zachód z perspektywy PRL’u. Ma więcej barw, pełne półki sklepowe, swobodnie żyjących ludzi, techniczne udogodnienia. Ale zarazem ma problem z dzietnością, a polityka pokazuje też swoją mniej moralną twarz. Demokraci gotowi są pójść na układ z Gilead w imię większych korzyści, a wtedy prawa jednostki niestety schodzą na dalszy plan.

June jest bohaterką, która wywiozła z Republiki 85 dzieci, ale gdy teraz potrzebuje pomocy okazuje się, że ważniejsza jest polityka i zasady humanitarne. W tle mamy też rozterki głównej bohaterki. Nie potrafi i nie chce pogodzić się ze wspomnieniami z Gilead. Żyje pragnieniem zemsty na komendancie Waterfordzie. Kocha swojego męża, ale darzy też silnym uczuciem Nicka – dawnego kierowcę, teraz komendanta, z którym ma druga córkę Nicole. Cieszy się z bliskości małej córeczki, ale trudno jest być jej matką. Nie może też zapomnieć o Hannie, pomimo, że ta przywykła już do nowej sytuacji i najwyraźniej przestała tęsknić za dawnymi rodzicami. To jedna z bardziej przerażających wizji serialu. Obok kobiet traktowanych jako bezwolne, pogodne organizmy do rodzenia lub wychowywania dzieci, instytucja rodziców-wychowawców najbardziej mrozi krew. Ale w wolnej Kanadzie są też obywatele, którzy popierają politykę Teokratycznej Republiki, wspierają przetrzymywane w areszcie małżeństwo Waterfordów. Co ciekawe Gilead, by nie okazać cienia słabości, spisuje dawnego komendanta na straty, a jedyne co ma mu do zaoferowania to cygara i obietnicę opieki nad potomkiem (bo samotna kobieta – nawet żona komendanta – nie może wychowywać dziecka). Odnoszę wrażenie, że czwarty sezon kończy tę historię. Chyba zostało tu już wszystko powiedziane. Trudno po tym finale odetchnąć z ulgą.  

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×