Zaskakujący mariaż liderów Primal Scream i Savages przyniósł muzykę, którą łatwiej lokować w klimatach lat 60. do których na niektórych płytach odwoływał się zespół Gillespie’go. Tak się składa, że macierzyste formacje tego duetu ostatnie płyty nagrały w 2016 roku. Primal Scream wydało od tamtej pory dwie płyty ze starym materiałem (w tym składankę singli). Jehnny Beth zadebiutowała solowym materiałem w ub. roku. „Utopian Ashes” jest także dziełem współlidera Primal Scream – Andrew Innes’a oraz producenta i muzyka sesyjnego Saveges – Johnny Hostile’a (który wsparł Beth także na jej solowym debiucie), bo taka czwórka podpisała się pod muzyką na tej płycie. W studiu zostali oni wsparci przez niemal cały ostatni skład Primal Scream oraz przez sekcję smyczkową i muzyków grających na trąbce, harfie i saksofonie. Dostaliśmy finalnie prawie 40 minut muzyki utrzymanej w przyjemnych, lekko bujających tempach, czysto zaaranżowanych i swobodnie zaśpiewanych. Więcej wokali bierze na siebie Gillespie. On ciągnie główne tematy. Beth raczej dośpiewuje lub mu wtóruje. Prym wiedzie tylko w „Stones of Silence”. O ile fani Primal Scream usłyszą tu znajome nuty, o tyle ducha Savages nie ma tu wcale. Jehnny Beth bliżej tu do tradycyjnych folk-pieśniarek, niż post-punkowej maniery w stylu Siouxsie. Czasem zbliża się do dojrzałych wokali Patti Smith, ale to jednak inny rodzaj ekspresji, niż na płytach jej rodzimej formacji.
Płytę promują cztery nagrania. Otwierający „Chase It Down” to Stonesowski rock w duchu lat 60. z oszczędnym gitarowym efektem „wah wah”. „English Town” to przyjemny brytyjski folk-rock. „Remember We Were Lovers” oraz „You Don’T Know What Is Love” to tzw. wolne, miłosne numery, z których ten drugi ma zdecydowanie więcej uroku. Na wyróżnienie zasługują na pewno pogodne, przestrzenne „Stones of Silence” i „You Can Trust Me Now”. Primalowy jest „Living a Lie” z bardziej energetycznymi dęciakami. Na finał dostajemy „Sunk In Reverie” z ciepło brzmiącym basem, gitarą akustyczną i pianinem w końcówce. To bardzo bezpretensjonalny album, wyważony, nagrany na luzie i ze smakiem. Wspólne zdjęcie Jehnny i Bobbie’go z tylnej strony okładki zdecydowanie lepiej pasowałoby na przód, niż ponury obraz „Bat Opera” zdobiący front wydawnictwa. To z niego bije pozytywna energia, którą znajdziemy na „Utopian Ashes”.