Poznałem Modest Mouse już na szczycie ich formy (w 2004 roku na etapie czwartej płyty). Potem grupa zaczęła nagrywać rzadziej i jakby z mniejszym powodzeniem. Skład zmieniał się praktycznie co płytę – przez szeregi MM przewinęli się m.in. Johnny Marr (ex- The Smiths) i James Mercer (The Shins). Poza liderem Isaaciem Brockiem w miarę stałym członkiem jest tylko perkusista – Jeremiah Green. „The Golden Casket” ukazuje się sześć lat po swoim poprzedniku, gdy nikt za bardzo nie czekał już na kolejne dzieło autorów „The Moon & Arctica”. Ten brak presji sprawił być może, że siódma płyta zespołu jest chyba najprzyjemniejszą pozycją w całej dyskografii. Ten zapał do grania słyszalny jest od pierwszych taktów odważnie wyśpiewanego (niemal wyskandowanego) „Fuck Your Acid Trip”. Po mocnym wzbogaconym elektroniką na wzór New Order singlu „We Are Between”, wybrzmiewa okraszony trąbką pogodny „We’re Lucky”, a po nim przepełniony pełną energii pasją „Walking And Running”. Zespół gra tu jakby ktoś mu wreszcie na to pozwolił po długiej przerwie. „Wooden Soldiers” maszerują miarowo, a w pewnym momencie dostają wsparcie wokalu Lisy Molinaro i partii skrzypiec w zakończeniu. Nałożonymi, pogłosowymi wokalizami w stylu Panda Bear zaskakuje w refrenach „Transmitting Receiving”. Przewrotny optymizm powraca w kolejnym singlu – „The Sun Hasn’t Left”. Swoje znów robią tu dęciaki, niczym na „Naked” Talking Heads. „Lace Your Shoes” przynosi aurę swoistej, lekko psychodelicznej bajkowości znanej z dokonań The Flaming Lips. Ciekawą pulsację ma trzeci wybrany do promocji kawałek „Leave a Light on”, tym bardziej że generalnie przeradza się on w numer pokrewny dokonaniom Primal Scream z okresu płyty „Screamadelica”. „Japanese Tree” ma dwa oblicza – szybkie, gitarowe zwrotki i bardziej refleksyjne refreny. Album kończy nowofalowo brzmiący „Back to the Middle”, w którym jest miejsce i na ładne harmonie i na gitarowe zagęszczenia dźwięków. Naprawdę udany finał, pozbawionej słabych miejsc płyty.