Widziałem wejście Little Simz podczas koncertu Gorillaz i ten moment zapadł mi w pamięć. Wydana w 2019 roku płyta „Grey Area” znalazła się w moim top 10 rocznego podsumowania. Po drodze był też udział w remiksie lubianych przeze mnie alt-j. Na nowy, czwarty już, materiał czekałem zatem z dużymi nadziejami. I od razu powiem, że „Sometimes I Might Be Introvert” nie zrobiło na mnie takiego wrażenia, jak poprzednia płyta. Tamten materiał miał taki fajny akustyczno-jazzowy sznyt, bujał, relaksował. Najnowsza płyta jest bardziej przerapowana. Ma za to sporo ciekawych wstawek chóralno-orkiestrowych ale też aktorskich (m.in. w wykonaniu Emmy Corrin znanej z roli Księżnej Diany w serialu „The Crown”). I w tej mierze stanowi na pewno oryginalne i ciekawe dzieło. Już pierwsze takty singlowego „Introvert” pokazują o co chodzi. Można się wręcz zaskoczyć tym orkiestrowym zadęciem. Kolega słysząc ten wstęp zażartował: „To Piotr Rubik?”. Little Simz po sukcesie „Grey Area” (m.in. nominacja do Mercury Prize, nr 1 na brytyjskiej liście płyt R’n’B) zyskała nie tylko uznanie i popularność, czego dowodem obecnie czwarte miejsce na ogólnych listach sprzedaży w UK i jedynki w kategoriach „Independent” i „R’n’B”. Wywodząca z nigeryjskiego plemienia Yoruba, angielska artystka zainspirowała się muzyką z wytwórni Motown, filmami „Śniadanie u Tiffaniego” i „Rób co należy” oraz książką Bell Hooks „All About Love”. Nagrała zgodnie z tytułem najbardziej osobistą i refleksyjną płytę. Wiele z nowych piosenek powstawało na bazie pianina, co ja sam lubię. Nie znaczy to jednak, że nowa muzyka artystki jest z gruntu liryczna.
Są tu też zdecydowanie mocniejsze fragmenty, jak choćby w przypadku „Speed”, podbitego latami 80. „Protect My Energy”, czy zdecydowanie współcześnie zaaranżowanego „Rollin Stone”. Po swoje etniczne korzenie Little Simz sięga w singlowym „Point and Kill” z gościnnym udziałem Obongyajar i następującym po nim „Fear No Man”. Wiele uroku ma singlowy „Woman” z udziałem Cleo Sol, czy następujący po nim soulowy „Two Worlds Apart” z wsamplowanym kawałkiem Smokey Robinsona. Singlowe „I Love You I Hate You” to dobry przykład łączenia rytmicznych nawijek z orkiestrowymi aranżami godnymi starych Bondów. Podobny zabieg dostajemy w „Standing Ovation”. Wieczorny, jazzowy klimat dominuje w „How Did You Get Here”, a stary dobry soul pobrzmiewa w zamykającym „Miss Understood”. Wiele tu zatem klimatów, temp, barw i pomysłów. Trudno objąć całość za jednym podejściem. To bardziej podróż przez życie. Little Simz należy się za ten album szacunek i uznanie. Absolutnie nie może być mowy o rozczarowaniu. No ale nie będę tak często wracał do „Sometimes I Might Be Introvert”, jak do „Grey Area”.