Tyler, The Creator mocno namieszał w hip-hopie. Najpierw był skrajne niepoprawny politycznie, jak na kręgi artystowskie, potem okazało się, że pod homofobicznymi tekstami kryła się prawda o biseksualnych skłonnościach. Współpracowali z nim najwięksi bohaterowie hip-hopowej sceny w USA. Jego płyty wskakiwały na szczyt notowań Billboardu i sięgały po najbardziej prestiżowe nagrody. Najnowszy materiał, nagrany dla Columbii, z pewnością będzie wyróżniany w gronie najlepszych pozycji bieżącego roku. Niosą go trzy single – trwające niewiele ponad 2 minuty („WusYaName”, „Lumberjack” i „Juggernaut”). O ile pierwszy z nich jest raczej „pościelowy” to dwa pozostałe mają w sobie zadziorę w stylu Run The Jewels. Równocześnie na płycie błyszczą dwie wieloczęściowe kompozycje trwające średnio po 9 minut („Sweet/I Thought You Wanted To Dance” i „Wilshire”). O ile pierwsza kompozycja jest intrygyjąco barwna i zmienna, o tyle druga bezczelnie, aczkolwiek przekonująco monotonna. Generalnie ilość pomysłów zmieszczonych na „CALL ME IF YOU GET LOST” jest imponująca. Sporo tu jazzu, ale słychać też reggae, folk i psychodeliczny pop. Dostajemy cytat z Barry White’a („Manifesto”), współproducentem „Rise!” jest Jamie XX, a w „Juggernaut” udzielają się gościnnie Lil Uzi Vert i Pharrell Williams. Są też na tej płycie gwiazdy rapu w osobach Lil Wayne’a i Ty Dolla Sign’a. Nie ma chwili na nudę. Ścieżki lecą jedna po drugiej, niczym w DJ’skim mixtape’ie. Mnie się to podoba i nawet w porównaniu z „Flower Boy” (2017) i „IGOR” (2019) nowy materiał jest wg mnie ciekawszy. Mniej w duchu r’n’b i neo-soulu. Bardziej rapowany, niż śpiewany – tym samym nieco mniej komercyjny, niż jego poprzednik. „CALL ME IF YOU GET LOST” nie należy do pozycji „samonośnych”. Trzeba mu trochę poświęcić czasu i uwagi. Od pierwszego odsłuchu sprawia dobre wrażenie, ale po kolejnych tym bardziej się go docenia. Nie jestem wielkim fanem, ani generalnie znawcą hip-hopu, ale Tyler, The Creator niewątpliwie z mojej laickiej perspektywy warty jest uwagi i szacunku.