Dobrze jest czytać prasę muzyczna i przeglądać portale tematyczne, bo jak niby miałbym inaczej trafić na Mdou Moctar. Co ja wiem o muzyce Tuaregów? Czy gość z wioski w Nigrze zafascynowany grą Eddie Van Halena mógłby mnie skłonić do posłuchania jego muzyki, skoro ja nigdy nie lubiłem Van Halen? Muzyka „Czarnego lądu” jest dla mnie oczywiście pociągająca w określonych dawkach. Marokańskie rytmy wplecione w twórczość Michael’a Nymana, afrykańskie zaśpiewy w twórczości Petera Gabriela czy Neneh Cherry, romans Damona Albarna z pochodzącym z Mali duetem Amadou & Mariam. Ale Mdou Moctar to po prostu goście z serca Sahary, którzy usłyszeli gitarowe popisy Hendrixa i udanie połączyli to z bliskimi sobie rytmami. Płyta „Afrique Victime” jest w zasadzie drugim dziełem zespołu w skład którego wchodzi poza Mdou Moctarem trzech uznanych muzyków, ważnych dla tamtejszej sceny rockowej, ale także… weselnej (perkusista jest członkiem najstarszej orkiestry biesiadnej w Nigrze). Mamy zatem tuareską kulturę pożenioną z kultem wygibasów na gitarze elektrycznej. Posłuchajcie tytułowej kompozycji i powiedzcie, że to się nie klei. Moim zdaniem gra idealnie. To najlepsza wizytówka tego materiału. W warstwie etnicznej nie słyszę dużej różnicy względem płyt Amadou & Mariam, ale ta gitara robi różnicę. Przy czym to nie jest tak, że zapamiętałe solówki słyszymy tu w każdym jednym numerze. Od popisów Moctara zaczyna się „Chismiten”, niezwykle nośny numer, który świetnie wprowadza w ten album. Szybkie, połamane rytmy, małosylabowe zbitki słów i świetna transowość, tworzą ducha tej i innych kompozycji. Solówki lidera tylko je wzbogacają i ozdabiają. Miłośnicy stylu Hendrixa naprawdę będą wielokrotnie ukontentowani (nie wiem jak Eddie Van Halen’a, ale pewnie też). Niektóre utwory pozwalają być sobie dość długie i rozbudowane, ale jak tu przerwać takie nośne tematy? W „Taliat” mamy też ujmujące zespołowe wokale, bo wspólnotowość i braterstwo w kulturze Tuaregów są niezwykle istotne. W „Ya Habibti” słychać tradycyjnie brzmiącą gitarę, której partie wcale nie są mniej ciekawe, niż te elektryczne na zachodnią modłę. Bardzo etniczne jest „Tala Tannam”. Z kolei „Untitled” to jedynie krótka wprawka na gitarze elektrycznej. Dobrze się stało, że wytwórnia Matador zainwestowała w przybliżenie tej muzyki takim odbiorcom jak ja.