„Future Past” deluxe edition – Duran Duran

BMG, 22 października 2021

„Future Past” deluxe edition – Duran Duran

Jeszcze w 1984 roku zespół Duran Duran był jedną z największych gwiazd na świecie. I wtedy też zacząłem ich słuchać. Jednak zawsze było tak, że nieco bardziej podobały mi się inne zespoły z nurtu „new-romantic”. Niemniej śledziłem dokonania Duran Duran dość uważnie przez całe lata 80 – nawet ich poboczne projekty typu Arcadia czy Power Station. Powrót zespołu w XXI wieku przyjąłem bez entuzjazmu, ale też nie całkiem obojętnie. Tym bardziej, że z oryginalnego składu zabrakło tylko Andy Taylora. Pewne kolaboracje z Markiem Ronsonem wydały mi się interesujące. Natomiast tegoroczny album „Future Past” jest chyba najlepszym nawiązaniem zespołu do pierwszych lat działalności, a zwłaszcza do trzeciej płyty „Seven and the Ragged Tiger”. Jet znów przebojowo, dynamicznie i modnie. Ta płyta brzmi współcześnie, a zarazem charakterystycznie dla dawnego stylu. Otwierające „Invisible” ma w sobie coś z „The Reflex”, a w „Anniversary” pobrzmiewa „Hungry Like a Wolf”. Na drugiej płycie zespołu śmiało odnalazłoby się obecne tylko na wersji „deluxe”„Laughing Boy”. Co ciekawe w większości nagrań grupę wsparł Graham Coxon, dawny gitarzysta Blur. Nie pociągnął jednak muzyki w swoim kierunku, bo Duran Duran brzmi tu dokładnie tak, jak brzmiało w pierwszej połowie lat 80. Simon Le Bon śpiewa mocno, bas dudni funkowo, czasem słychać kobiece chórki, a kompozycje są chwytliwe. Jest tu też kilka nagrań, które przypominają, że grupa równie dobrze potrafiła poczarować nastrojem godnym nurtu „new romantic”. Taki jest m.in. utwór tytułowy, ale też „Wing”, czy „Falling”. Jeśli chodzi o gości, to oprócz Coxona słyszymy tu w pojedynczych nagraniach szwedzką gwiazdę pop – Tove Lo, angielską gwiazdkę rapu – Ivorian Doll, japoński punk-pop-band – Chai, ale też doświadczonego klawiszowca Mike’a Garsona, który współpracował w latach 70. z Davidem Bowie. Kolaboracja Duran Duraz z Chai w „More Joy!” wydaje mi się znacznie ciekawsza, niż Coldplay’a z BTS. A „Falling” z Mike’m Garsonem to najładniejsze zwieńczenie płyty zespołu od czasów „Rio”. Dyskotekowy sznyt przydaje tej płycie udział w dwóch numerach samego Giorgio Morodera. Niestety w „Tonight United” niebezpiecznie zbliża się to do italo-disco. Choć głównym producentem jest związany z niezależną sceną klubową Erol Atkan, to Mark Ronson też pojawia się w jednym z nagrań (w nastrojowym „Wing”). Ciekawym połączeniem dawnego ducha z obecnym jest „Hammerhead”, który z jednej strony przypomina czasy „Wild Boys”, czy „A View To A Kill”, a jednak przez raperską wstawkę nie mógł powstać w pierwszej połowie lat 80. Na wersji „deluxe” utwór ten znajduje ciekawe przedłużenie w postaci „Invocation”. Generalnie warto sięgnąć po edycję z 15 nagraniami (a nie 12), bo wszystkie dodatki są interesujące, a i sama edycja lepsza. Nie będę nikogo przekonywał teraz do słuchania Duran Duran, ale jeśli choć połowa dawnych fanów zainteresuje się „Future Past” (a powinna), to grupa będzie mogła odtrąbić największy sukces od lat.