Tom utworów poetyckich amerykańskiej piosenkarki Lany Del Rey, który znalazł się na liście bestsellerów „New York Times”, to świetny prezent dla fanów artystki. Ponad trzydzieści tekstów, z czego 14 znalazło się na płycie wydanej równolegle w ub. roku z podkładami muzycznymi, to cała Lana. Zajęta sobą i swoimi relacjami z mężczyznami, którzy raz dają jej szczęście, a raz powód do gorzkich wspomnień. To ta sama osoba, która nurza się w zachwytach nad Los Angeles, Long Beach, Jimem Morrisonem, albo też nad słodyczami. Nawet gdy czyni z siebie kogoś innego – np. uczestniczkę spotkań dla AA – wczuwa się w tę postać i chce skupić na sobie całą uwagę. Potrzebuje atencji. Czasem nie ukrywa, że jest tą Laną – piosenkarką, choć bywa też w sposób pretensjonalny poetką „Jestem prawdziwą poetką. Moje życie to moje wiersze”. Generalnie jednak jej teksty potrafią do siebie przekonać. Czy to wtedy gdy są krótkimi historyjkami, jak w tytułowym utworze. Czy wtedy, gdy są wynurzeniami kobiety potrzebującej oparcia dla własnej słabości. Ale też w krótkich myślach i refleksjach – „Co noc umieram gdy się tobie oddaję. Smutne lecz piękne”. Obok tekstów przemyśleń, są też proste rymowanki w stylu: „Chcę potaplać się w słodkości. Cukier aż do szpiku kości. W sushi barze moc pyszności. Cukier, cukier w obfitości”. Ale zdarza się też trafić na fragmenty gęste od obrazowości – „W moich uciekających żyłach płyniesz cytrusowo. Akwarelowe węże cicho wypełzają z drzew pomarańczowych. I nabierają we mnie słodkości.”. „SportCruiser” to właściwie krótkie opowiadanie o nauce latania i pływania statkiem. Krótka przygoda z dwoma mężczyznami w tle, ale w istocie refleksja nad zaufaniem do samej siebie. Ciekawym utworem jest „Nie do nieba”, w którym Lana odważa się spojrzeć w metafizyczne rejony, choć wyraźnie wybiera tu i teraz. Choć dla odmiany, wszystkie jej utwory są właściwie oderwane od bieżącego czasu – podobnie jak muzyka Lany Del Rey. Raz tylko pada sugestia do prezydentury Donalda Trumpa. Reszta dzieje się niezależnie od dat i faktów (chyba, że odnosi się do przeszłości, jak w przypadku koncertu Doorsów w 1968 roku). Bardzo fajne jest samo wydanie tomiku. Teksty pisane są jakby na maszynie – w oryginale i w tłumaczeniu. Przeplatane są zdjęciami (głównie autorstwa samej Lany) – czarno-białymi lub kolorowymi ale wykonanymi bez cyfrowej ostrości. Zdjęcia przedstawiają amerykańską prowincję – jakieś fragmenty infrastruktury, zwykłe budynki, parkingi. Jest też kilka prac plastycznych Eriki Lee Sears (m.in. obraz wykorzystany na okładce). Dla fanów artystki tomik ten jest cenną pozycją. Nie wiem, czym jest dla miłośników poezji, bo trudno mi o taką perspektywę. Raczej zaliczam się do tej pierwszej grupy i od razu pomyślałem, że kupię chyba sobie też tę płytę z ubiegłego roku.