Dean Blunt tworzy muzykę, jaką chciałem, by tworzył King Krule. To taki mroczny hip hop z lekko tripowymi podkładami. Niski wokal, wolno artykułowane frazy i spokojne tempa. Jest w tym trochę R’n’B, choć generalnie album jest – zgodnie z tytułem mroczny (okładka jest też maksymalnie prosta i jednolicie czarna). Dla niewtajemniczonych pod nazwą Dean Blunt kryje się londyński muzyk, producent i artysta video – Roy Nnawuchi. Dał się najpierw poznać w awangardowym duecie Hype Williams, a ostatnio z grup Babyfather i Blue Iverson. Był także założycielem grającego rocka zespołu Graffiti Island. Współpracował z ASAP Rocky’m, zrobił teledysk dla Panda Bear. W sumie już ponad 10 lat na scenie. „Black Metal 2” to już jego szósta płyta (choć różne źródła, rożnie podają z racji kilku tzw. mixtape’ów na koncie), a trzecia, która zdobyła szersze uznanie. Część pierwsza „Black Metal” powstała dość dawno, bo w 2014 roku. Nowy materiał jest chyba najbardziej przystępnym z dotychczasowych dziełem artysty. Trwa niespełna 26 minut. Lidera wspierają tu przyjemne damskie wokale. Czasem słychać gniewne smyczki, jak u Kate Bush, czasem nieśmiałe dęciaki, czy lekko trącaną gitarę akustyczną, częściej jednak gęsty bas i perkusję. Kawałki są krótkie (przeważnie dwuminutowe), ale i w ich wymiarze czasowym dochodzi czasem do zmian tempa i nastroju. Jest tu też parę kompozycji instrumentalnych, które przypominają, że Dean Blunt tworzy także muzykę filmową i ilustracyjną. Wydawnictwo promuje kilka ciekawych teledysków, a na miano singla zasłużył zamykający całość, przypominający dream-popowe nagrania z 4AD, utwór „The Rot”. Nie znałem wcześniej Dean Blunt’a i w ogóle źle go kojarzyłem, myląc z Bluntem, ale Jamesem. Dobrze, że skorygowałem zarówno błędne mniemanie, jak i stosunek do jego twórczości.