„Hey What” – Low

Sub Pop, 10 września 2021

„Hey What” – Low

Nowa płyta zgodnie z oczekiwaniami stanowi kontynuację drogi obranej trzy lata temu na „Double Negative”. Piękne harmonie wokalne Mimi Parker i Alana Sparhawk’a mierzą się z hałasem sprzężonych i przetworzonych komputerowo instrumentów w tle. Tym samym Low wyrasta na jeden z bardziej progresywnych zespołów sceny niezależnej – nawet w ramach wytwórni Sub Pop. Takie „White Horses” naprawdę wpada w ucho, ale chropawy wstęp, a potem monotonna, niczym w techno końcówka, psują przebojowy efekt. Kawałek ten płynnie przechodzi w „I Can’t Wait” gdzie mamy jeszcze odważniejsze tła, które prawie rozsadzają głośniki przesterowanymi dźwiękami. Po takie efekty sięgało w latach 90. Nine Inch Nails. A przecież wokale są tu niczym w słonecznym Beach Boys. Wyciszone fragmenty instrumentalne w finale kompozycji przenoszą nas do „All Night”. Tu pojawiają się z kolei partie śpiewane niczym w The Beatles z ich psychodelicznego okresu. Ale i one zostają częściowo zagłuszone w końcówce. Singlowy „Disappearing” zaczyna się bez przejścia. Za to warstwa instrumentalna dość wyraźnie wciska się od początku w partie Mimi i Alana. Początkowo zamiennie, a z czasem nachodzi wprost na wokale i je skutecznie tłumi, czy wręcz zagłusza. Piosenka się jeszcze odradza w drugiej części, ale nagle się urywa, by oddać pole utworowi „Hey”. To kolejna, potencjalnie b. ładna kompozycja, polana jednak ambientowo-industrialnym sosem. Przy czym te ambientowe fragmenty mogą również zaintrygować i przenieść słuchacza w jakieś nieziemskie rejony, tym bardziej, że czas utworu (prawie 8 minut) na to pozwala. Kolejny singiel i chyba najważniejszy utwór na całej płycie – „Days Like These” to świetnie połączona tradycja spod znaku Toma Petty z odważnymi eksperymentami dźwiękowymi, a pod koniec z art-rockowymi wycieczkami w okolice Archive, czy nawet Yes. Kolejny utwór to jakby krótkie spotkanie Einsturzende Neubauten z Dead Can Dance. Za to „Don’t Walk Away” mogłoby być nieznośnie łzawą piosenką z jakiegoś filmowego dramatu o umieraniu, ale na szczęście zamiast brzmień harfy i gitary akustycznej otrzymujemy kolejną (choć jednak łagodniejszą) warstwę eksperymentów brzmieniowych. Niemniej na tle całej płyty to i tak najbardziej lukrowany fragment. Nie dziwne, że „More” od razu wyrywa nas z tego nastroju. Album kończy znów kompozycja spokojniejsza, o najbardziej tradycyjnie brzmiącym początku. Potem jednak kawałek nabiera charakterystycznej oprawy i kończy się niczym wizyta w zakładzie mechanicznym z włączoną piłą tarczową. W gruncie rzeczy mamy na „Hey What” do czynienia z powtórką eksperymentu, jaki wykonali na słuchaczach w latach 80. The Jesus And Mary Chain. Tam też mieliśmy do czynienia z zagłuszaniem prostych, wywodzących się z wczesnych lat 60. piosenek. Bracia Reid szybko jednak złagodnieli, a Low (pomimo, że z tria stało się tu duetem) nie zamierza odpuszczać.