Związany ze sceną Chicago multiinstrumentalista Ben LaMar Gay uchodzi w USA za jednego z najciekawszych artystów z pogranicza jazzu, muzyki etnicznej, hip-hopu i down tempo. „Open Arms to Open Us” to dopiero druga płyta artysty, inspirującego się przede wszystkim rytmem – w tym muzyką z Brazylii. Do studia nagraniowego zaprosił wielu gości- zarówno ze sceny alternatywnej, jazzowej jak i world music. Nie będę udawał, że ich nazwiska coś mi mówią, bo do tej pory nie mówiły. Natomiast kontakt z muzyką zawartą na „Open Arms…” sprawił mi od razu sporo satysfakcji. Płyta zaczyna się singlowym, zgrabnym kawałkiem „Sometimes I Forget How Summer Looks On You”, który skojarzył mi się z pogodnym klimatem zespołu Matt Bianco. Trzeci utwór – „Bang Melodically Bang” przypomniał mi intrygujący okres słuchania Tuatary i Grassy Knoll. Jazzowy numer „Aunt Lola & The Quail” to odwołanie się artysty do wspomnień związanych z Ciotką Lolą, która wywarła duży wpływ na edukację muzyczną Gaya. To mały popis dęciaków, snujących melodię nieco rzewną, a zarazem pełną ducha swobody. W pewnym momencie utwór nabiera bardziej wokalno-etnicznej barwy. Awangardowym podejściem uderza kolejny kawałek – „Mestre Candeia’s Denim Hat”. To pierwszy ukłon w stronę krautrocka, a zwłaszcza serii etnologicznych poszukiwań grupy Can. Przyjemnie na tym tle wypada, zaśpiewany z ciepłem Barry White’a singlowy „Oh Great Be The Lake”. Etniczne harce w duchu Can zmieszane z dęciakami przywołującymi ducha nowoorleańskich orkiestr pogrzebowych oferuje „I Be Loving Me Some Of You”. Wokal artystki z Rwandy tworzy klimat i styl „Nyuzura”. Druga część płyty jest bardziej wymagająca – ewentualnie równie wymagająca, a mniej atrakcyjna. Więcej tu gości, ale i jakby więcej improwizacji. Przystępniej prezentują się tu „Touch. Don’t Scroll” z udziałem basistki i wokalistki Ayanny Woods, w którym mamy ciekawy dwugłos wokalny i popisy perkusyjne w drugiej części oraz żartobliwe, wokalno-rytmiczne „S’Phisticated Lady”. Na drugim biegunie stoi zwłaszcza najdłuższa na płycie kompozycja „In Tongues And In Droves”. Album kończy dość przyjemny jazzowo-etniczny utwór „We Gon Win”. Słucham tej płyty od Świąt i cały czas znajduję na niej coś nowego. Dawno nie dostałem takiej porcji odmiennej muzyki, która – choć śmiała i przekraczająca kolejne stylistyczne bariery – zdecydowanie pociąga swoimi pomysłami.