Od śmierci Andy Wooda’a z Mother Love Bone w marcu 1990 roku – pierwszej nadziei nowego rocka z Seattle, po samobójstwo Kurta Cobaina – największej gwiazdy i legendy grunge’u w kwietniu 1994 roku – to ramy czasowe pierwszej książki dawnej redaktorki radiowej Trójki, Anny Gacek. Dla mnie ostatnia dekada XX wieku pod względem muzycznym była najlepsza ze wszystkich. Łączyła w sobie najciekawsze elementy trzech poprzednich dziesięcioleci, z nową energią, która pozwoliła stworzyć całkiem nowe, oryginalne style muzyczne. Anna Gacek, którą dobrze wspomniałem z audycji prowadzonych z Wojciechem Mannem, skupiła się jednak na muzyce z Seattle i losach wielkich gwiazd lat 80. Z jednej strony opisała wybuch, sukcesy i upadek grunge’u – ze szczególnym uwzględnieniem Nirvany, Pearl Jam i Alice in Chains, z drugiej strony prześledziła zmagania U2, Depeche Mode, Madonny, Bon Jovi i Aerosmith, by utrzymać fanów i wiarygodność artystyczną. W tle nakreśliła rewolucję w świecie seriali na przykładzie „Miasteczka Twin Peaks” oraz przemiany na gruncie mody, która właśnie wówczas wykreowała najsłynniejsze i najdroższe modelki świata, nadając im status celebrytów. Najwięcej miejsca w tym ostatnim przypadku poświęcił ikonie dekady – Kate Moss. To wreszcie podróż do czasów hegemonii MTV – telewizji, która zmieniała i ustalała porządek rzeczy w muzyce. Kilka stron dostał też tragicznie zmarły w 1993 roku aktor – River Phoenix. Pierwsza połowa lat 90. – co wielokrotnie tu podkreślono – przekreśliła blichtr lat 80. stawiając na naturalność. W miejsce beztroskiej zabawy, zapanował czas heroinowego oderwania i stresów wywołanych rozdarciem pomiędzy prawami rynku a ideologią niezależności. To wszystko przeplatane jest całą masą cytatów, zdjęć i informacji o poziomach sprzedaży płyt i miejscach na listach przebojów.
Ja to doskonale pamiętam. Przeżywałem te emocje, rewolucje i zmiany. Pierwszy raz w Polsce można było bez trudu i na bieżąco śledzić zmiany w światowej kulturze. W kablówce było MTV i te wszystkie słynne teldyski, w telewizji leciał serial Davida Lyncha, w sklepach w dniu premiery ukazywały się płyty największych gwiazd, w kioskach można było kupić zachodnie magazyny. Pamiętam swoje zdumienie przemianą U2 na „Achtung Baby” i jak bardzo mi się to spodobało. Jak wszędzie rozbrzmiewało „Smells Like Teen Spirit” i czułem, że stare już nie wróci (jakże się myliłem). Pamiętam te przemiany dawnych gwiazd, które nagle ścinały włosy (jak John Bon Jovi) i próbowały za wielkie pieniądze jeszcze raz zaskoczyć świat swoją śmiałością i efektami (Madonna, Michael Jackson). Książka Anny Gacek na pewno jest tylko wycinkiem tego co działo się w popkulturze początku lat 90. Nie ma tu choćby sceny techno, rave, shoegaze, ani rap-metalu. Nie ma kina – poza Davidem Lynchem i filmem „Samotnicy” (wiadomo). Ale to był tak gorący i szalony czas, że trzeba było chyba coś wybrać. Dobrze widać, jak tytułowa ekstaza szybko gaśnie. Jak Marc Jacobs przegrywa, chcąc wprowadzić tani uliczny styl grunge do mody, jak David Lynch wypala się w swoim romansie z telewizją, a wreszcie jak Kurt Cobain i Eddie Vedder czują się zagubieni w świecie popularności i wielkich pieniędzy i wybierają ucieczkę (w tym pierwszym przypadku niestety przy użyciu heroiny i strzelby). Po dokończeniu lektury, którą zamyka pożegnalny list lidera Nirvany, dociera do nas smutne wrażenie, że daliśmy się nabrać na wielką rewolucję początku lat 90. I trochę trudniej sycić wspomnienia dawnymi odczuciami. Anna Gacek wyniosła na piedestał, po czym zdemitologizowała tamte czasy. Ta książka jest trochę jak „In Utero”. Wstrząsa, porusza, podoba się, ale po chwili wzbudza dziwny smutek i to on zostaje chyba najdłużej.