„Ultrapop” – The Armed

Sargent House, 16 kwietnia 2021

„Ultrapop” – The Armed

Długo liczyłem na to, że płyta amerykańskiego zespołu The Armed, która wiosną ub. roku zebrała świetne recenzje, trafi do polskiej dystrybucji. Niestety – z racji, że ukazała się w niezależnej wytwórni Sargent House – nie doczekałem się. „Ultrapop” to już czwarte dzieło kolektywu z Detroit. Niewątpliwie hałas, jaki wytworzyło dziewięcioro muzyków zaangażowanych w pracę nad albumem, dotarł do uszu krytyków, bo o zespole zrobiło się naprawdę głośno, czego efektem jest pozycja płyty w różnego typu podsumowaniach najlepszych wydawnictw 2021 roku. Zespół umieścił co prawda jedno nagranie na ścieżce dźwiękowej do głośnej gry Cyberpunk 2077, ale to był tylko kolejny krok w ciężkiej pracy nad przebiciem się na rynku. Bo pomimo, że przez zespół przewijali się muzycy innych, bardziej znanych grup, jak np. Dillinger Escape Plan, Coheed and Cambria i Converge, to o The Armed wciąż słyszeli nieliczni. Prawdą jest zarazem, że twórczość zespołu do przyjaznych nie należy. To ściana hałasu na styku hard core’a i electro, z przetworzonymi często wokalami. Nie słucha się tego lekko, ani przyjemnie. Właściwie puszczone ot tak w przestrzeń – drażni i przeszkadza. Jedynie otwierający utwór tytułowy pozbawiony jest gitarowego ataku, choć elektronika też jest w nim miejscami brudna i spiętrzona. Wokale są tu jeszcze prawie popowe. Za to już singlowy „All Futures” atakuje szybkim tempem, gęstym graniem i wściekłymi wokalami. Co prawda w tle jest łagodny klawisz, który łagodzi odrobinę odbiór, ale generalnie od tego momentu otrzymujemy właściwą twarz zespołu. Kolejny kawałek wchodzi niemal bez oddechu. I to już jest hard core’owa jazda na całego. Jeszcze bardziej podkręcone tempo, wokal który zdecydowanie nie jest śpiewem i gitarowe żłobienie. Nieco klarowniejszy brzmieniowo jest „A Life So Wonderful”, w którym można wyłapać nawet strzępy tekstu. Za to w końcówce znów słychać, że muzyków w zespole jest wielu i każdy chce coś tam zagrać. Singlowy „An Iteration” po przykrym, sprzężonym wstępie, oferuje całkiem konwencjonalny (jak na tę płytę) gitarowy numer z nakładką z noise’owej elektroniki. „Big Shell” przywołuje ducha Crystal Castles, ale wszystko jest tu zwielokrotnione i podkręcone, niczym w Atari Teenage Riot. Kolejny singiel – „Average Death” ma początek obiecujący nieco łagodniejsze oblicze, ale „nieco” to wszystko co ma do zaoferowania. Owszem wokal poprowadzony jest spokojniej, ale za to wepchnięty został jakby na drugi plan. „Faith In Medication” to najcięższa próba dla słuchacza. Jak to się przeżyje, to już  gorzej nie będzie. Kolejny kawałek jest chwilami po prostu szybki, ale ma też partię wokalną pozbawioną furiackiej wściekłości. W kategorii żartu należy odebrać tytuł utworu „Real Folk Blues”. Krzyżują się tu kobiece i męskie wokale, ale zagłusza je wielowarstwowy hałas. Za to „Bad Selection” zaczyna się całkiem normalnie, jak jakieś zwykłe lekko tylko przesterowane dark electro. Dopiero pod koniec numer wraca do „Ultrapopowej” średniej. Ostatni kawałek „The Music Becomes a Skull” wypada wręcz majestatycznie, choć i w nim słychać miejscami odgłosy, jak z pojedynku potworów na planie Godzilli. Przyznam, że zaskoczyła mnie ta muzyka – zwłaszcza w świetle obiektywnie przyjemnej okładki no i samego tytułu. The Armed są spadkobiercami najgorszych, zgrzytliwych tradycji swojego miasta. Napastnikami którzy nad nikim się nie roztkliwiają, a tradycje the Stooges przetrawili chyba w okresie płodowym. No ich koncert bym się nie wybrał z obawy o błony bębenkowe (a są na setliście tegorocznego OFF’a). Ale generalnie nie mówię temu co proponują „nie”. Przynajmniej od czasu do czasu. 

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×