„Sable” – Japanese Breakfast

Dead Oceans, 29 października 2021

„Sable” – Japanese Breakfast

Michelle Zauner stojąca na czele zespołu Japanese Breakfast miała bardzo pracowity ubiegły rok. Najpierw wydała trzecią płytę „Jubilee”, która przyniosła jej szeroki rozgłos i uznanie, a jesienią gotowy był już dwupłytowy album z muzyką do przygodowej gry wideo w stylu anime p.t. „Sable”. Tytuł gry i czwartej płyty Japanese Breakfast wziął się od imienia głównej bohaterki, która przemierza pustynię wypełnioną starożytnymi ruinami. Na płycie znalazły się aż 32 kompozycje, z których tylko trzy pierwsze wzbogacone są wokalem Michelle. W tym piosenkowym gronie jest wydany na singlu „Glider” i kawałek „Better the Mask” – jedyny, w którego nagraniu wzięli udział inni muzycy, a konkretnie sekcja smyczkowa. Część pierwsza nosi podtytuł: Miasta, Piosenki, Ruiny, Lasy i Insekty. Gitara, klawisze i instrumenty perkusyjne tworzą tu ścieżkę dźwiękową dla pustynnych przygód młodej dziewczyny, która próbuje przedostać się do swojego plemienia. To nie jest gra walki, refleksu, czy zręczności i taka jest też ścieżka dźwiękowa. Te kompozycje starają się być równie malownicze, jak obrazy w trójwymiarowym świecie „Sable”. Groźne i niespokojne tony pojawiają się jedynie we fragmentach nazwanych „Explorations”. Poza tym jest raczej przestrzennie i ciekawie. Mnie z kompozycji instrumentalnych szczególnie spodobał się „Beetle’s Nest”. Część druga płyty jest bardziej fragmentaryczna. Kompozycja są raczej zróżnicowane i zasadniczo oderwane od siebie – nawet jeśli mają ten sam tytuł tylko z podziałem na noc i dzień. W tej części na uwagę zasługuje z pewnością „Redsee (Day)” mający w sobie coś z Roxy Music z czasów „Avalon” i żartobliwy w tonie „Cartographer’s Theme”. Nie będąc wielkim fanem muzyki instrumentalnej oczywiście wolałbym znaleźć i na drugiej płycie jakieś wokalne rodzynki, ale i tak słucha się tego nieźle. Nie zachęcam może do sięgania po „Sable” tych, którzy znają Japanese Breakfast jedynie z przebojowego kawalka „Be Sweet”, ale już zwolenników singla „Posing in Bondage” owszem. To muzyka z podobnym pomysłem i smakiem. Oczywiście, kupiłem te płytę trochę siłą rozpędu, ale nie żałuję. Nawet nie będąc graczem, mogę sobie wyobrazić te ruiny zasypywane przez pustynny piasek, czy oazy pulsujące nadzieją.