„Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun” – reż. Wes Anderson

Niemcy/USA, 2021

„Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun” – reż. Wes Anderson

Kto zna choć trochę twórczość Wesa Andersona wie, że tworzy on nieco ekscentryczne, lekko komediowe i nostalgiczne kino. Jego ubiegłoroczny film jest właśnie taki. Przede wszystkim gra tu forma, która jest dopieszczona i wyjątkowa. Filmowy świat jest wykreowany niemal w 100 procentach. Ma w sobie coś z teatralnej scenografii. Masa tu sztuczek, łączenia technik, przechodzenia z czarno-białych taśm na pełny kolor. Wszystko jest wystudiowane i wysmakowane. Brzydota jest komiksowa. Scenografia cieszy oko i przywodzi sentymentalne wspomnienia. W tym wszystkim mamy oszałamiającą plejadę gwiazd kina: Bill Murray, Tilda Swinton, Benicio Del Toro, Adrien Brody, Timothee Chalamet, Frances McDormand, Lea Seydoux, Owen Wilson, Willem Dafoe, Elisabeth Moss, Chris Waltz,  Edward Norton i cała masa innych. Niektórych trzeba wręcz poszukać na ekranie. Historia, jaką oglądamy stanowi bardziej pretekst do różnego rodzaju filmowych wybryków, niż coś co miałoby nas wciągać. To kino tragifarsowe, komediowe w stylu kina dla dzieci i zasadniczo pogodne. Pomimo pikantnych ujęć, jak te z pozującą nago Leą Seydoux znaną choćby z ostatnich przygód Bonda i paru niecenzuralnych słów, film ten mógłby nie mieć granic wiekowych. Całość osnuto na czterech historyjkach autorów pisma „French Dispatch”, którego redaktor naczelny właśnie zmarł i testamentowo zakończył dzieje swojego pisma (Anderson wzorował się tu ponoć na historii „New Yorkera”). Najwięcej powabu narracyjnego ma opowieść druga – o malarzu samouku odsiadującym wyrok za podwójne morderstwo. Jego talent odkrywa współwięzień – właściciel wpływowej galerii sztuki. Malarz ma poważne zaburzenia osobowościowe, kocha się w strażniczce więziennej, która w swojej perwersji godzi się mu pozować. Właściciel galerii po wyjściu z więzienia rozkręca modę na nowego, ekscentrycznego artystę, oczekując kolejnych jego dzieł. Te w końcu powstają, ale na… więziennym murze. Taki właśnie humor dominuje w nowym dziele Andersona. Niewiele brakowało, by całość tworzyła dzieło doskonałe, ale nieco brakuje tu właśnie akcji, która utrzymałaby widza w jakimś napięciu, a nie tylko intrygowała obrazem i drobnymi kreacjami kolejnych gwiazd.

       

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×