„Telegraph Avenue” – Michael Chabon

W.A.B., 2020

„Telegraph Avenue” – Michael Chabon

To moje pierwsze spotkanie z prozą amerykańskiego pisarza (ur. 1963) – laureata Nagrody Pulitzera, ale też nagród Nebula i Hugo przyznawanych za prozę fantastyczną. „Telegraph Avenue” wydana została oryginalnie w 2012 roku, jako ósma książka autora, będącego już wówczas prawdziwą gwiazdą amerykańskiej literatury (oprócz powieści pisał również opowiadania, scenariusze i tworzył komiksy). Licząca 600 stron pozycja pozbawiona jest wyjątkowo wątków fantastycznych i skupia się na niewielkim wycinku społeczności związanej z tytułową ulicą w Oakland. Akcja rozgrywa się w 2004 roku wokół losów dwóch rodzin – jedną tworzą czarnoskórzy Archy i Gwen, a drugą Nat i Aviva o żydowskich korzeniach. Archy i Nat prowadzą sklep z używanymi winylami. Handlują głównie soulem, funky i jazzem i przede wszystkim z lat 60 i 70. Mają wiernych klientów, ale wiadomo jak była pozycja płyt analogowych na początku wieku. Na domiar złego okazuje się, że po sąsiedzku ma powstać wielki sieciowy sklep – m.in z płytami, który zapewni pracę wielu ludziom i będzie miał znacznie szerszy asortyment. Swojski sklep Brokeland Records nie ma szans z gigantem, a jednak jego właściciele postanawiają lobbować za zmianą miejskich planów. Od razu zaznaczę, że pomimo, iż tej muzyki jest sporo w tej książce, to trudno mówić o „Wierności w stereo” bis. Właściwie tylko Archy jest prawdziwym fanem, ale też z mocno sprofilowanym gustem. Niewiele pada tu znanych mi nazwisk, czy tytułów płytowych. Z kolei Gwen i Aviva pracują razem jako położne domowe. Je także spotykają kłopoty, gdy podczas jednego z porodów dochodzi do niebezpiecznej sytuacji, a interwencja w szpitalu kończy się awanturą Gwen z tamtejszym lekarzem na tle ambicjonalno-rasowym. Charakterna Gwen (sama będąc wówczas w ciąży) stawia sprawę na ostrzu noża, co pogłębia konflikt, a w konsekwencji prowadzi na salę sądową. Akcję ubarwiają także inne, rodzinne wątki. W okolicy pojawia się ojciec Archy’ego, Luther – dawna gwiazda kina B dla miłośników sztuk walki. Po tym jak popadł w kłopoty finansowe, problemy z prawem i narkotykami, jego kariera runęła. Teraz wraca z marzeniem o nagraniu kolejnego filmu, w którym wcieli się w swojego bohatera z lat 70, z dawną filmową partnerką u boku. Pieniądze na film chce zdobyć bajerem i szantażem. Mamy też dwóch nastolatków – Julius to syn Nata i Avivy, który przejawia skłonności homoseksualne, czarnoskóry Titus to z kolei chłopak, który pojawia się w dzielnicy, związuje z Juliusem (nie podzielając jednak jego orientacji), ale co bardziej istotne okazuje się nieślubnym synem Archy’ego i wnukiem Luthera. W dalszym planie mamy postać starego jazzmana – „Coochise” Jonesa, który jest dla Archy’ego jak zastępczy ojciec i niestety nagle umiera. Pojawia się nawet senator Barack Obama, wygłaszający kilka mądrych uwag. Choć akurat jeśli chodzi o politykę, to większą rolę odgrywają miejscowe grube ryby spośród radnych. Właściwie sporo tu wątków i ciekawych relacji, a jednak powieść czytało mi się wolno i bez emocji. Trudno było się związać z postaciami, czy też przejąć ich problemami. Narracja jest tak poprowadzona tak, by całą historię poznawać z poziomu chłodnego obserwatora. Niby wchodzimy w myśli i uczucia bohaterów, ale ich nie przeżywamy. Niby obracamy się w rodzinnych sprawach, ale te wzajemne relacje są jakieś niepewne. Wszystko wisi tu nagle na włosku, boleśnie weryfikowane przez nagłe kryzysy. Nie zostałem poruszony, wzruszony, czy ubawiony tą społeczno-obyczajową lekturą. Można powiedzieć, że ją wyłącznie zaliczyłem.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×