Utwór „Warszawa”, który znalazł się na płycie „Low” Davida Bowie z 1977 roku odnosił się do dość przypadkowej wizyty artysty w stolicy Polski w dniu 3 maja 1973 roku. To wtedy ponoć kupił on w sklepie przy ówczesnym Placu Komuny Paryskiej płytę zespołu Śląsk, na której znalazł inspirującą kompozycję „Helokanie”. Do tego nieco legendarnego wydarzenia nawiązała w swojej sztuce Dorota Masłowska, która na tle wizyty Bowie’go nakreśliła społeczno-kryminalną historyjkę. Po mieście krąży tajemniczy gwałciciel, napadający na samotne kobiety. Szuka go m.in. plutonowy Krętek, ale zamiast przestępcy spotyka młodą dziewczynę – Reginę, która chce skoczyć z mostu w nurt Wisły, by w ten sposób rozwiązać swoje zgryzoty. Można uznać, że Regina jest główną bohaterką dzieła. Poznajemy jej problemy emocjonalne związane z serią zdarzeń quasi lesbijskich podczas wakacyjnego obozu, relacjami z samotną matka, która chce ją swatać z dość fatalnym kandydatem, który bardziej jej by wypadał, stosunkami z siostrą cioteczną, która w Londynie była i nawet kalkulator na baterie posiada, a wreszcie z rozmowami o pracę z dyrektorem księgarni – niespełnionym literatem. Cofamy się też do wojennych czasów i tych świeżo powojennych, gdy Matka Reginy i jej siostra Wacława wracają do spalonej Warszawy i ze zrujnowanego mieszkania wynoszą na pamiątkę ocalały stoliczek. Stanie się on potem jednym z powodów siostrzanej niezgody i symbolem zamiany tego co przedwojenne na to co PRL’owskie. Ważną postacią jest też Pani Nastka – kobieta udręczona pracą sprzątaczki, mężem, który pije i bije oraz dziećmi nieudanymi a licznymi. Masłowska odtwarza wadliwe i zbyteczne elementy socjalistycznego świata. Językową nadmierność i wymyślne komunikaty („Z niedosięgłych półek towaru ekspedient nie podaje”, „mam pewne stosunki w Mebloteksie”). W tle wykorzystuje jakieś kantorowskie zabiegi inscenizacyjne – symbolicznie jakby wielkie i postromantyczne. Gdzieś odzywa się pijak, gdzieś „Prześliczna Panienka”. Ale są też absurdalne, wielkie pieczarki uczestniczące w pochodzie niczym z Ionesco. Choć przestawiane tu kolejno postacie są biedne lub jakoś przykre, to Masłowska pokazuje ich starania o bycie kimś lepszym. Te zaloty, próby pojednania, to udawanie kogoś innego. Wszystko to pozwala częściej myśleć o bohaterach tych scen i zdarzeń z nostalgią lub współczuciem. Więcej tu człowieka w człowieku. I choć całość kończy się wielką pomyłką, zbiorowym pościgiem za tym złym (oprawcą, a może jednak za zgniłym zachodem?), to Masłowska z nikogo nie drwi, nie poucza, nie śmieje się. Spośród wszystkich jej sztuk ta jest najpełniejsza. Najwięcej w niej ludzkich historii i ciekawych scen. Do tego dochodzą przejmująco brzydkie ilustracje autora filmu „Zabij to i wyjedź z tego miasta” – Mariusza Wilczyńskiego. Dobra rzecz, którą warto przeczytać, mieć i pewnie zobaczyć.