Zespoły z Trójmiasta od dawna potrafią łączyć punkowego ducha z zamiłowaniem do nierealnych obrazów i przestrzeni dźwiękowych. Nie wiem, co zaburza zdrową percepcję Gdańszczan z kwartetu Trupa Trupa, ale słyszę w ich dokonaniach te same aspekty traktowania rzeczywistości, jak kiedyś u Apteki i Ścianki. Choć sam początek płyty „B Flat A” przypomina mi akurat Bieliznę – oczywiście dopóki nie wejdzie charakterystyczny wokal. Z czasem kompozycja się zagęszcza zmierzając ku dokonaniom zapomnianych już nieco June of 44. „Kwietnik” idzie za ciosem. Perkusja i rozedrgana gitara otwierają jednak pole tym razem dla zgaszonego śpiewu. Tło zwalnia i się zapętla, by po chwili wrócić do żwawego wstępu. Bas w tle odzywa się chłodno, niczym w These New Puritns. „Kwietnik” wcale nie jest kolorowy, ani wesoły. Pierwszy singiel, zwiastujący płytę – „Twitch”, to powrót do energetycznego grania. Mocno nabijana perkusja i nieustępliwe gitary spotykają się z wyrzucanymi frazami wokalisty. W końcówce wszystko narasta, by wreszcie dość nagle zgasnąć. Spokojnie wchodzi za to „Lines”. To pierwszy bardziej rozmyty, jakby marzycielski kawałek. Wszystko się tu uspokaja i spowalnia. Dwuminutowy „Uniforms” ma w sobie beatlesowsko-floydowski, lekko psychodeliczny klimat. Wokalnie to najprzyjemniejsza kompozycja na całej płycie. Co prawda sama jego końcówka funduje nam spiętrzenie dźwięku, ale bez przekroczenia granic przyjemności. W „Lit” mamy bardziej deklamowanie, niż śpiewanie kolejnych zwrotek. Słychać odgłosy powstrzymywania gorączki gitar niczym na płytach Sonic Youth, aż w końcu całość gaśnie. Wigor powraca w kolejnym krótkim numerze – „Far Away”. To obok „Uniforms” najładniejsza piosenka na płycie. Klimat wczesnych Pink Floyd’ów powraca w „All And All”. Te organy, pogłosy wokalne, brzmienie perkusji i gitar – wszystko jak z przełomu lat 60. i 70. Za to „Uselessness” zaczyna się niczym klasyczny numer Shellac’a. Mocno, gęsto, niemal mechanicznie. Wokale jednak są typowo Trupowo Trupie, no i z czasem numer zaczyna się rozjeżdżać, jak w Sonic Youth i tak też się kończy. Smutno robi się w „Sick”, a z czasem nawet nieprzyjemnie. Tytułowy „B Flat A” w finale popada w poważne tony i krautrockową powtarzalność. Pożegnanie trwa ponad 6 minut, jakby grupie żal było trochę kończyć dzieło. Nowy album zespołu nieco mnie zaskoczył. W gruncie rzeczy spodziewałem się bardziej rozbudowanych, transowych form. Tu dominuje konkret i piosenkowe – trzyminutowe ramy. Jest mniej ładnie, niż ostatnio, ale i niezbyt konfrontacyjnie. Trupa Trupa jest już marką, do której głupio się w ogóle przyczepiać. I tylko przyjemnie jest czytać światowe odgłosy świadczące o pozytywnej percepcji ich twórczości.