Serial „Euforia” jest jednym z najmocniejszych portretów współczesnej młodzieży. Jeśli porównać go do serialu „Beverly Hills 90210”, który portretował problemy młodych ludzi u progu dorosłości w latach 90. to dziś mamy kompletnie inny świat. Dziewczyny są wymalowane i wyzywające, młodzieńcy imprezują, a rodzice walczą z własnymi problemami. W nowym sezonie, który zaczyna się sylwestrową imprezą, a kończy burzliwym spektaklem teatralnym Lexi, mamy dużą huśtawkę emocji. Są odcinki gdy ma się tego świata dość. Nie chce się patrzeć na kolejne męskie przyrodzenia, śmiałe dekolty i lejący się alkohol przeplatany narkotykami i seksem. Pogłębione sylwetki Rue i Jules w odcinkach specjalnych, tu nie wzbudzają dodatkowej więzi. W przypadku Rue jest wręcz przeciwnie. Zaczyna irytować i drażnić. Rozrasta się też wątek trójkąta Maddy-Nate-Cassie, czyli historii o tym jak jedna dziewczyna przeleciała chłopaka najlepszej przyjaciółki, a chłopak szybko zmienił jedną dziewczynę na drugą tylko dla seksu. Do tego są historie związane z handlem narkotykami, nową przyjaźnią i starymi grzechami. Ale przychodzi moment, gdy ten marny los bohaterów zaczyna widza na nowo przejmować. Ta koszmarna zabawa z własnym życiem i uczuciami, zaczyna wzbudzać ponownie współczucie. Twórcy „Euforii” nie mają tu co prawda nowych diagnoz kryzysu – to oczywiście domy rodzinne i relacje z rodzicami. Z ojcami, którzy umierają, odchodzą lub są seksoholikami. Z matkami, które nie mają już sił i o które nikt się nie troszczy. Są też używki, które nigdy nie pomagają w problemach, za to doskonale je piętrzą. Ten serial przerysowuje, ale niestety jest trafiony. Młodzi ludzie nie czują własnej wartości, bardzo potrzebują uczuć i uwagi, ale póki co kryją twarz pod ostrym makijażem, a uczucia sztucznie modyfikują. „Euforia” nie powinna oburzać. Tu nie ma co imponować, ani wieść na pokuszenie. To świat tragiczny, czasem beznadziejny, przeważnie bardzo smutny. Na szczęście nie jest też nihilistyczny. Tu są łzy, starania, przeprosiny i prośby. Szkoda tych dzieciaków. Szkoda ich rodziców. Szkoda też chyba nas samych, którzy w jakimś stopniu popełniamy często takie same błędy.