Znajomi śledzili „Wikingów” i zawsze uważali ten serial za świetny. Ja go jakoś odpuściłem, widziałem ze dwa odcinki i niezbyt się wciągnąłem. Głupio było po latach nadrabiać straty, więc ucieszyło mnie wydanie kontynuacji z dopiskiem Walhalla. Nowi bohaterowie, akcja 100 lat późniejsza i już nowe uwarunkowania polityczno-społeczne. Wikingowie częściowo przyjęli chrześcijaństwo. Ich ród zostaje znieważony w Anglii (przy czym znieważony to gruby eufemizm). Poszczególne rody toczą spory o zajmowane ziemie – w tym zwłaszcza o koronę Norwegii. Jest XI wiek. Historia potwierdza wiele z wątków tu ukazanych. Dla mnie przede wszystkim problemem okazał się fakt, że siadłem do tej opowieści po „Grze o tron”. W kategoriach „przemoc”, „intrygi”, „seks” „Wikingowie” są jednak na poziomie „Wiedźmina”. Mamy tu też elementy magii, czy może bardziej dawnych wierzeń, co sprawia, że obrońcy serialu, którzy powiedzą, że to przynajmniej nie są jakieś zmyślone bajeczki, muszą czasami odwrócić ze skrępowaniem wzrok. Poza tym uderza fakt urody poszczególnych aktorów, ich białych reklamowo zębów, nienagannej cery i idealnej postury. Zero schorowanych, czy szpetnych osobników. Ale nie będę brnął w te przytyki, bo w gruncie rzeczy nie ma się czemu dziwić. To serial dla masowego odbiorcy. Ma się podobać i trzymać przed ekranem. Przywiązywać do bohaterów. No i z czasem zaczyna się to sprawdzać. Mamy na przykład garstkę dzielnych Grenlandczyków, którzy walczą za siebie i swój splamiony w przeszłości honor. Jest szlachetny pretendent do norweskiego tronu, który musi rywalizować z przebiegłym (i mniej przystojnym) bratem. Poznajemy też ambicje Normandki na angielskim tronie, która musi rywalizować z duńską królową, gdy połączył je wspólny mąż – król Wiking. Są też kwestie walk wyznaniowych pomiędzy chrześcijanami i wyznawcami Odyna. Kilka wątków jest ledwo zarysowanych, co z góry wskazuje na niechybną kontynuację. Czasem są one naprawdę ciekawe, jak choćby pierwsze rozterki jednego z bohaterów pomiędzy starymi bogami a tym nowym, symbolizowanym przez krzyż. Ostatni odcinek wydaje się być pod wieloma względami kulminacją i dobrym prognostykiem na ciąg dalszy. Kiedyś inaczej bym na to patrzył, bo realizacja jest mimo wszystko solidna, a opowieść atrakcyjna i wartka.