Zespół Eels to jedno z odkryć amerykańskiej muzyki lat 90. Zespół kierowany przez Marka Oliviera Everetta umiejętnie połączył tradycyjne gitarowe granie w stylu lo-fi z nowoczesną produkcją, co pozwoliło na odświeżenie formuły tworzenia piosenek opartych na blues-rockowych kanonach i zdobycie uwagi młodych słuchaczy. Lata 90. były generalnie pełne energii twórczej i Eels musiał przede wszystkim przygotować atrakcyjne piosenki, by formalne innowacje zdołały przebić się do słuchaczy. Sztuka się powiodła. Zarówno pierwsze płyty, jak i single z nich wyjęte odniosły sukces, poparty m.in. umieszczeniem nagrań zespołu na ścieżce dźwiękowej do „Shreka” – kinowego przeboju kina familijnego. Z czasem jednak regularnie wydawane pozycje zespołu przestały przyciągać szerszą uwagę. Skład zespołu zaczął zmierzać ku solowemu projektowi Everett’a. Pomysły zaczęły się powtarzać i nawet wierni sympatycy Eels mogli odpuścić w końcu niektóre wydawnictwa. Pisze o tym z autopsji, bo choć kibicuję Everettowi z włączeniem jego solowych dokonań, to paru płyt Eels jednak brakuje mi na półce. „Extreme Witchcraft” to niejako powrót do korzeni. W sesji nagraniowej wzięli udział P-Boo i Kool G Murder, a album brzmi jak jego klasyczni poprzednicy z pierwszych lat działalności. Lidera wsparł też w realizacji John Parish, z którym współpracował ostatni raz przy albumie „Souljacker” sprzed 20 laty. Nie mamy tu może samych mocnych kawałków, ale gitara dawno nie brzmiała u Eels tak… elektrycznie. Jeśli dodać do tego brzmienie perkusji i starego klawisza z takiego choćby „The Magic”, to dostajemy niemal garażowy rock, podrasowany w studiu dla lepszego efektu. Cieszy mnie ten wigor na „Extreme Witchcraft”, podkreślony nawet „żarówiastą” w kolorach okładką. Pan „E” odpalił znów wzmacniacze i przypomniał sobie o ochocie do zabawy. „Better Living Through Desperation” to przecież numer, z którym nie wstyd pokazać się na Dzikim Zachodzie. Album zaanonsował zgrabny singiel „Good Night on Earth” jeszcze we wrześniu ub. roku. Jednak dopiero kontakt z całą płytą pokazuje w pełni skalę zmian, czy raczej powrotu do źródeł. Pewnie, że czasem ma się wrażenie, że słyszało się już te frazy, czy pomysły, ale one są przecież niezmiennie przekonujące. Eels nie wymyśliło się na nowo, ale wróciło z dawną energią i to działa.