„Pompeii” – Cate Le Bon

Mexican Summer, 4 marca 2022

„Pompeii” – Cate Le Bon

Nie jestem blisko z Cate Le Bon, choć mam jej poprzednią płytę i całkiem mi się podobała. Walijska artystka, którą wspomógł w karierze lider Super Fury Animals, wydała właśnie szósty album. Zrealizowała go w dużej mierze samodzielnie, sięgając po różne instrumenty – od gitary, basu po klawisze i perkusjonalia. Potem, na etapie realizacji, wsparli ją saksofoniści i znana z Warpaint Stella Mozgawa na perkusji. Cate wróciła ze Stanów do rodzimej Walii, by nagrać płytę w studiu wspomnianego lidera SFA (Gruff Rhys). „Pompeii” to album nawiązujący w moim odczuciu do najlepszych dokonań Laurie Anderson („Big Science” i „Mister Heartbreak”). Dostajemy tu podobny dźwiękowy świat, budowany w dużej mierze na dość chłodnych, sztucznych brzmieniach i zestawiony z nieco mechanicznym, akademickim wokalem operującym na zmianę na wysokich i niskich tonach. To świadomy, opanowany i przemyślany świat. Całość wypada jednak dość zwiewnie, niczym płyty zespołu Bel Canto. Tak, czy inaczej słychać tu silne piętno lat 80. przy czym mówimy tu zdecydowanie o artystycznej odsłonie tamtej dekady. Podobnie zabrzmiała ostatnio choćby płyta LoneLady. Niewątpliwie żyjemy w nieco innych czasach. Lata 80. nakierowane były w obszarze muzyki popularnej w dużej mierze na beztroską zabawę,  w przeciwieństwie do zimno-wojennej nowej fali, czy zaangażowanego społecznie rocka. Nad „Pompeii” unosi się nieprzypadkowo tytułowe piętno przestrogi/zagłady. Pandemia wiele zmieniła i ton płyty Cate Le Bon wesoły nie jest. To jest płyta w jakimś stopniu nieprzyjemna, choć studyjnie dopieszczona. Poprzedni materiał („Reward”) zdominowany był przez optymizm. Pomimo użycia tego samego instrumentarium, w tym zasadniczo przyjaznych saksofonów, od najnowszego dzieła ciągnie nieco chłodem. Nie potrafię do końca rozgryźć tej pozycji. Nie jest smutna, brak może uczuciowej wylewności, a jednak podszyta jest emocjami. Wybrane z niej single: „Moderation”, „Running Away” i „Remembering Me” operują podobną estetyką i tempem. Słyszę tu też miejscami echa „Ship of Fools” Tuxedomoon, choć bez tamtej nieco szalonej energii. Szóste dokonanie Cate Le Bon to bardzo równa i na poziomie pozycja. Może trudno ją pokochać, ale przekaz Walijki nie temu miał przecież służyć.

      

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×