Moja Żona popłakała się po finale serialu. Trochę z powodu zakończenia, trochę z powodu zamknięcia całej serii. Bo „Ozark”, którego dokończenie czwartej serii właśnie można zobaczyć, to serial z najwyższej półki. Bez słabszych momentów, bez nietrafionych wątków, czy nie dość przekonujących postaci. To serial, który spina widza i sprawia, że z jednej strony chce się zobaczyć co dalej, a z drugiej potrzebuje chwili oddechu, bo trudno wytrzymać presję z jaką żyją bohaterowie. Ostatnie odcinki pokazują kilka nośnych tematów i problemów. „Marty” i Wendy muszą stanąć twarzą w twarz z groźbą utraty dzieci, które przekabacił na swoją stronę ojciec Wendy, szukający Bena. Co gorsza, dla małżeństwa Byrdów, w poznaniu prawdy o losach syna pomaga ojcu Wendy ten sam detektyw, który wcześniej węszył w sprawie Helen. Ruth Langmore musi pociągnąć za spust, co kolejny raz utrudnia jej realizację marzeń o zerwaniu z klątwą Langmorów. Dużo zmienia się w kartelu Navarro. Do gry wkracza siostra Omara – Camila. Martin zabiega o utrzymanie układu z FBI, co ma prowadzić do uwolnienia Omara, ale i inwigilacji działalności kartelu przez Biuro Federalne. Dylematem staje się na kogo należy w tym układzie postawić – na Omara, czy może na Camilę? Wendy z kolei próbuje utrzymać Fundację i układy polityczne, ukrywając cały czas trudne powiązania z kartelem. Ten serial doskonale oddaje naturę mariażu ze złem. Martin ratuje swoją rodzinę idąc na trudne, wymuszone przez rozwój wydarzeń kompromisy. Wendy go w tym wspiera, ale w pewnym momencie jej zranione ambicje zawodowe sprawiają, że wietrzy w tym układzie szansę na sukces i wybicie się. Od tego momentu staje się postacią tragiczną i demoniczną zarazem. Nie waha się przed przekraczaniem barier, a zasada „cel uświęca środki” przybiera swoje najgorsze oblicze. Ale gdy jej rodzina się rozpada, Wendy też traci siły do walki. „Ozark” jest niezwykły choćby dlatego, że widzowi trudno jest nie stać po stronie Byrdów, pomimo, że wielokrotnie podejmują oni decyzje, które zwyczajnie trudno zaakceptować. Podobnie jest z Ruth, która ma niewyparzony język, paskudne korzenie, ale wzbudza olbrzymie emocje w związku z jej upartą walką o odmianę własnego losu. Parszywy świat Langmorów zastępuje elegancko okrutny świat Byrdów. W tej historii właściwie nie ma kryształowych postaci, ale też nie ma takich, nad którymi nie da się zlitować. Ale też piękne jest w „Ozark” to, że nie jest to serial nihilistyczny, po którym człowiek ma tylko twardszą skórę i trzeźwe, cyniczne spojrzenie na rzeczywistość. Gdyby tak było, moja Żona nie uroniłaby łez po jego zakończeniu.