Nowozelandzka artystka, którą poznałem na OFF Eestival w 2019 roku, wydała swój czwarty album po trzyletniej przerwie. Kolejny raz wsparł ją John Parish, znany przede wszystkim ze współpracy z PJ Harvey. W przypadku Aldous Harding mamy równie autorską wizję muzyki, ale o zdecydowanie innym rodzaju wrażliwości. Twórczość dziewczyny z Antypodów jest przede wszystkim sympatyczna i ciepła. Bliżej jej do Belle & Sebastian, niż do rocka jako takiego, choć podstawowe instrumentarium tworzą oprócz pianina – gitara, bas i perkusja. Za bas odpowiada znana z poprzedniej płyty H. Hawkline, ale reszta muzyków, poza wspomnianą dotąd trójką, to nowi ludzie. W tym gronie znalazł się, co ciekawe, wokalista Sleaford Mods – Jason Williamson. Kompozycje budowane są tu ponownie w oparciu o pianino, na którym gra Aldous. Jej głos jest delikatny i pogodny. Czasem klimat dodatkowo ociepla saksofon barytonowy. Wszystko brzmi niezwykle naturalnie i można ulec wrażeniu, że to generalnie stara muzyka. Jest tu miejsce nawet na numer brzmiący niczym dawne hippisowskie protest-songi („Fever”), choć tematyka tej piosenki, jest – tak jak większości na płycie – damsko-męska. Głos artystki jest w nim pewniejszy i pełniejszy, ale równocześnie ważną rolę pełnią w „Fever” … rożki. Utwór tytułowy to jedna z trzech piosenek skomponowanych z gitarą akustyczną i jedna z dwóch bez perkusji. Mnie się ta odsłona nieco mniej podoba, ale mimo tego również przekonuje. Pierwszy singiel „Lawn” ma w sobie coś z japońskiego electro-pop’u, tyle, że bez syntezatorów i automatu perkusyjnego. Styl starego folk rocka wraca w przyjemnym i całkiem energetycznym „Passion Babe”. Końcówka płyty jest bardziej wyciszona, choć nie wolna od ciekawych smaczków. Zaskakuje jazzujące „Bubbles”, choć to równie stonowane dźwięki co w większości materiału. Ożywienie wraca w ostatnim „Leathery Whip” z udziałem wokalisty Sleaford Mods, którego głos nie jest specjalnie wyeksponowany, a fani grupy nie powinni ostrzyć sobie na ten numer zębów. Swoje robią tu natomiast organy Hammonda. „Warm Chris” nie przynosi rewolucji, nawet w ramach dotychczasowego dorobku artystki i nikogo nie będę przekonywał, że tej płyty koniecznie trzeba posłuchać. Ta muzyka jest ładna, pozbawiona produkcyjnych ozdobników i ma swój klimat, a Aldous posiada to coś, co sprawia, że jej głos i osoba skupiają na sobie uwagę.