George Saunders to nie byle kto, właściwie uznany gość, nagradzany i publikowany w The New Yorker. Ja go jeszcze dotąd nie czytałem. Zbiór opowiadań p.t. „Sielanki” ukazał się w USA w 2000 roku, jako druga tego typu kompilacja krótkiej prozy. W Polsce Saundersa (rocznik 1958) zaczęto wydawać stosunkowo niedawno, dzięki uznaniu jakie zdobył zostając laureatem Nagrody Bookera (2017). Sześć opowieści zebranych w tym tomie łączy podobny humor i specyficzny rodzaj bohaterów – generalnie nieudaczników, ludzi biednych, pozbawionych osobistego uroku i szczęścia. Czy są to ludzie zatrudnieni jako jaskiniowcy w całodobowym parku rozrywki, czy tancerz erotyczny, czy fryzjer mieszkający ze swoją owdowiałą dawno mama, czy chłopak z nadwagę lub gość, który zasłynął w szkole tym, że dał się wkręcić w pomalowanie sobie tyłka na niebiesko. Życie tych osób obciążone jest trudnym startem i niską błyskotliwością umysłową. Oczywiście wszyscy marzą o lepszym losie – na przykład o dziewczynie, o szacunku lub lepszej pracy. Wiele z tych historii ma też złe lub zapewne złe zakończenia. Bohater „Wodospadu” – Morse decyduje się rzucić na pomoc dziewczynkom, których łódka tonie, pomimo, że zdaje sobie sprawę z nikłych szans na przeżycie. Chłopiec ma wypadek drogowy, a fryzjer umawia się na randkę z dziewczyną, która jest dla niego za duża. Wiekowa ciotka, która całe swoje cnotliwe życie poświęciła sumiennej pracy, wraca po śmierci, by wreszcie użyć z życia. Niestety jej ciało zbyt szybko się psuje. Syn kobiety pracującej jako partnerka jaskiniowca zostaje wyrzucony z odwyku za kradzież telewizora. Kobieta nie potrafi pozbyć się wobec niego złudzeń i w konsekwencji sama traci pracę. Łatwo śmiać się z tych postaci i ich marzeń – czasem bardzo zwyczajnych, a czasem zdecydowanie na wyrost. Ale w końcu chce się, by któremuś z nich się udało. Żeby rowerzysta przeżył, a samotne rodzeństwo znalazło sobie kogoś, kto pozwoli im zacząć nowe, samodzielne życie. Język tych opowiadań jest prosty, czasem wulgarnym, czy nawet niegramatyczny. To także siła tych historii, decydująca o ich prawdziwości. Trzeba oczywiście lubić taki prowincjonalny, nieco zdeformowany świat, zamieszkały przez patologiczne przypadki społeczne. Mnie udało się do niego przekonać, podobnie jak do komiksów Sieńczyka i prozy Masłowskiej. Tytuł zbioru – „Sielanki” brzmi w tym kontekście mocno i nieprzyzwoicie.