Pamiętam wciąż jak w drugiej połowie lat 90. pierwszy raz słuchałem Belle and Sebastian z ich debiutanckiej płyty „Tigermilk”. To była miłość od pierwszego odsłuchu. Przy tych dźwiękach zawsze towarzyszył mi nastrój beztroskiego, niedzielnego poranka – jak w „Sunday Morning” Velvetów. Potem kupowałem ich kolejne płyty, polowałem na EP’ki zanim zostały zebrane na składankowych wydawnictwach i czułem, że takich osób jak ja jest niewiele. Dostałem nawet od kolegi żółty t-shirt z nazwą zespołu. Trochę za mały ale i tak go nosiłem. Strasznie podobał mi się też film „Girls” pobocznego projektu God Help The Girl. Oczywiście z czasem emocje opadły, a płyt przybywało – jakichś sesji dla BBC, nagrań filmowych i koncertowych, kolejnych zbiorów EP’ek. Dawna zwiewność Szkotów trochę ulatywała, ale pogodny duch pozostał obecny. Nagrany w rodzinnym Glasgow, w czasie pandemii, „A Bit of Previous” przynosi maksymalnie szeroką formułę grania na jaką może otworzyć się ten zespół. Więcej klawiszy, w ogóle więcej elektroniki, ale wciąż bardzo dobre piosenki. Począwszy od klasycznego, singlowego „Young and Stupid”, które od razu wprowadza w charakterystyczny klimat, trudno znaleźć tu jakieś gorsze momenty. Czasem pojawiają się w tle smyczki, czasem organy, innym razem dęciaki, często ujmujące chórki. Łatwo ulec tym piosenkom, bo trafiają do różnych zmysłów naraz. Pierwsze małe zaskoczenie przychodzi z dynamicznym „Talk to Me, Talk to Me”, ale to po prostu większy rozmach aranżacyjny przy sprawdzonych patentach melodycznych. Słychać tu nawet coś na kształt gitarowej solówki, a klimat sprzyja zdecydowanym pląsom. To zresztą kolejne z nagrań wybranych do promocji albumu. Elementy disco i dubu pojawiają się dość nieoczekiwanie w „Reclaim the Night”. Melancholia powraca w „Do It for Your Country”. To jedno z nagrań zaaranżowanych tak jak w pierwszych latach działalności zespołu. W teledyskowym „Unnecessary Drama” dostajemy harmonijkę ustną, ale sam utwór raczej idzie tropem „Middle of the Road” The Pretenders, niż jakichś popisów przy ognisku. Duch wytwórni Motown unosi się nad „Come on Home”. Urocze i wciągające do zabawy jest „A World Without You” z ciepło brzmiącym basem. Słodkie niczym piosenki Piotra Szczepanika jest „Deathbed of my Dreams”. „A Bit of Previous” jest płytą na nasze czasy. Pocieszającą, relaksującą, czasem nawet beztroską. Na pewno swoje robi rozbudzona duchowość członków zespołu, bo przecież niełatwo wykrzesać z siebie tyle pogody ducha. Szkoda byłoby nie skorzystać z tych nut i przekazów. Aż dziw, że oprawa graficzna wydawnictwa jest buro-brązowa.