Jest coś naprawdę świetnego w serialu „Stranger Things”. To duch spielbergowskiej, dziecięcej przygody. To coś, co świetnie wychodziło w latach 80. kiedy fantazja była nieokiełznana, a świat na swój sposób bezpieczny. To znaczy mieliśmy oczywiście „zimną wojnę”, której ślad jest mocny także w tym serialu, ale kino potrafiło nakładać na to przesłonę czegoś lekko kosmicznego. Przeboje kinowe tamtych lat niosły ze sobą przede wszystkim rozrywkę. Czwarty sezon umiejscowiony został w 1986 roku. Wylansował na nowo przebój Kate Bush z 1985 roku (‘Running up that Hill)), który dziś święci paradoksalnie większe tryumfy, niż w czasach swojej premiery. Utrzymuje też niewątpliwie sentyment za tamtą dekadą, nawiązując wciąż do ówczesnych gier fantasy, ale i horrorów. Akcja serialu rozgrywa się tu na kilku równoległych poziomach. Przyjaciele zostali rozdzieleni i wszyscy mają poważne problemy. Bo to zarazem najstraszniejszy sezon z dotychczasowych. Zło ma tu wiele dopracowanych twarzy. Objawia się nie tylko w koszmarze świata „drugiej strony”, ale też kolejnych ofiarach, psychicznej przemocy, społecznych nagonek i wizualnego obrzydlistwa. Twórcy pamiętają na szczęście o puszczaniu co jakiś czas oka do widza. To wielki plus, że zarówno zbrodnie koszmarnej Vecny, jak losy więźniów w sowieckim obozie, czy dzieci w zamkniętym laboratorium – choć straszne, mają swoje granice. Kontrowane są wciąż duchem przygody, jakimś żartem i oddechem na złapanie dystansu. Tu wciąż ważna jest przyjaźń, zakochanie i płynąca z nich odwaga. Nastoletni bohaterowie pozwalają widzowi wierzyć w dobre zakończenie poszczególnych historii, choć czasem czekają na nich niemiłe niespodzianki. Ale na wyższym poziomie pozostaje nadzieja, że w końcu zło zostanie pokonane. W tle mamy ważne przesłania. Oczywiście o tolerancji dla dziwaków (np. wobec miłośników gier fantasy, ale i słuchaczy heavy metalu), o wadze przyjaźni (dzieciaki, które są na uboczu są łatwym celem dla zła), ale też o tym, że w nasze życie włącza się czasem polityka i „tajemnice dorosłych”. W pierwszej części czwartego sezonu zbliżamy się do natury koszmaru, jaki prześladuje młodych ludzi z Hawkins. „Jedenastka” znów musi powrócić do swoich mrocznych źródeł. Młodzi bohaterowie wspierają się w walce z potworem, którego inni nie widzą i nie rozumieją. Dorośli bohaterowie muszą głównie liczyć na siebie. Ich niesie własna determinacja zbudowana na bólu, tęsknocie, ale też miłości. Na szczęście ich losy cechują te same elementy, które tworzyły siłę Indiany Jonesa. To nie jest kino od lat 12, bo takiego życia już chyba nie ma. Ale „Stranger Things” pozwala sobie przypomnieć dawne (przedinternetowe) realia i za nimi zatęsknić.