Nie to, żebym odrzucił którąkolwiek z płyt, pod którą podpisał się Thom Yorke, ale nie specjalnie już na nie czekałem. Wiadomo, że Radiohead to ważna i wybitna grupa, ale od 2016 roku dostajemy od niej tylko jakieś wznowienia i trudno myśleć o twórcach „OK Computer” perspektywicznie. Tymczasem The Smile stworzony przez Yorke’a i Greenwood’a z udziałem Nigela Godricha robi duże wrażenie. Składu dopełnia perkusista jazzowej grupy Sons of Kemet, który ściągnął do studia masę jazzmanów grających na przeróżnych instrumentów dętych. Do tego doszła orkiestra smyczkowa. The Smile jest jednak przede wszystkim najbardziej żywym, gitarowym i pełnym twórczej erupcji materiałem z obozu Radiohead od 20 lat. Zwłaszcza pierwsza część płyty niesie z sobą dużo garażowej werwy i dynamiki. Ta płyta naprawdę świetnie brzmi. Nie jestem audiofilem ale jak słyszę w swoich głośnikach „A Light For Attracting Attention” to cieszę się, że nie jestem z pokolenia „streamerów”. Muzyka jest jakby tuż obok. Album otwiera „The Same” który jeszcze nie czyni rewolucji. Natchniony głos Yorke’a, migotliwy, elektroniczny podkład, cicha perkusja. Ale już „The Opposite” zaskakuje basowymi partiami, psychodeliczną aurą i nietypową gitarą. Yorke też śpiewa inaczej, choć trudno go rzecz jasna nie poznać. Utwór „You Will Never Work In Television Again” wpisuje The Smile w nową rockową rewolucję z początku wieku. Hałaśliwość Velvetów i wyzywająca bezczelność The Stooges zamknięta w niecałych trzech minutach. To był pierwszy singiel z tej płyty. „Pana-Vision” utrzymany jest z kolei w delikatnej, nierzeczywistej aurze „Amnesiac’a” z tematem prowadzonym przez pianino. Drugi wydany singiel (The Smoke) niesie klimat zbliżony do „The Opposite”. Tu też istotną rolę odgrywa ciepły i ekspansywny bas. Choć całość jest złagodzona przez jazzowe dęciaki i rozmycia. Ładność i smyczkowa zwiewność określa „Speech Bubbles”. Świetny i zaskakujący jest „Thin Thing” zbudowany na zapętlonej jakby gitarze i krautrockowej sekcji rytmicznej. Najbardziej wyciszonym utworem wybranym do promocji jest „Free In The Knowledge”. Te bardziej charakterystyczne dla solowych płyt Yorke’a aranżacje dominują zresztą w drugiej części płyty. Wokal jest spokojniejszy, a tempa nawet jeśli szybsze (jak w „A Hairdryer”) nie mają dynamiki z początkowych nagrań. Po spokojnym, klawiszowym „Waving a White Flag” wraca życie, w mocniej zaśpiewanym i elektronicznie pulsującym „We Don’t Know What Tomorrow Brings”. To jedna z najciekawszych kompozycji na płycie, zarazem dość nowatorska jak na Thom’a i spółkę. Zamykający „Skrting on Surface” to starszy utwór, znany z wykonań koncertowych także przez Radiohead. Szkoda trochę, że to on kończy płytę. Lekko jazzowe improwizacje w końcówce zmieniają wydźwięk całości. Tak, czy inaczej cieszę się, że powstały te nagrania i cała płyta. Dawno nie czułem tylu emocji odsłuchując płyt z udziałem Thoma Yorke’a. The Smile to mila niespodzianka i rzecz absolutnie nie do przegapienia.