„Pod wulkanem” – Tomasz Budzyński

Metal Mind, 17 czerwca 2022

„Pod wulkanem” – Tomasz Budzyński

Armia to był wielki zespół. Czasem jeszcze przypomina o swojej mocy (ostatni raz na płycie „Freak” z 2009 r.), ale nie da się ukryć, że przez ostatnie dwie dekady dużo ciekawsze jest to, co Tomasz Budzyński robi poza swoim głównym zespołem. Wydana w tym roku płyta „Pod wulkanem” jest czwartą solową pozycją artysty (sygnowaną wyłącznie jego imieniem i nazwiskiem). Nagrał ją z gronem sprawdzonych wcześniej współpracowników – swojego syna Stanisława, gitarzysty Armii, współtwórcy całej muzyki, Jacaszka z którym nagrał projekt „Rimbaud” i nowa wersję „Legendy”, Karola Nowackiego i Beaty Polak znanych z wcześniejszych płyt solowych, czy Mateusza Pospieszalskiego, z którym gra w 2Tm2,3. Składu dopełnia perkusista Tomasz Drozdek i Jan Szczepaniak na waltorni. Materiał powstawał bez pośpiechu. Nagrania realizowano praktycznie od 2019 roku, a skończono w roku bieżącym. Powstało 11 piosenek utrzymanych w znanym z solowych płyt Budzyńskiego, nieco czarodziejskim klimacie. To w dużej mierze odpowiedź na twórczość Brendana Perry z Dead Can Dance, średniowieczną aurę w stylu „Carmina Burana”, ale też „The Burning World” Swans. Utwory są dostojne, momentami tajemnicze, otoczone niezwykłą aurą i zdecydowanie ładne. Budowane na akustycznych brzmieniach. Ozdobione nieziemskimi efektami Jacaszka. Podoba mi się ich melodyjność. To jak się snują, budują, uwodzą, czasem też niepokoją. W muzyce Armii brakuje mi ostatnio takich elementów. Gitarowe, ciężkie brzmienia jakby je zagłuszały. Poetyka tekstów Budzyńskiego jest właściwie niezmienna. Jest tu wiatr, kometa, cygański król, czarny ptak, podróż pociągiem, ciepły wieczór i miłość, słowa dziecięcych zaklęć. Dużo w tym marzycielstwa, wolności i pogodnych sentymentów. Jest jak zwykle ukłon w stronę cudzej poezji (tym razem Papuszy). Dostajemy również utwór dedykowany Robertowi Brylewskiemu („Max Koniec Polski”) – to pogodzenie się z odejściem osoby, która w jakimś stopniu kreowała świat fantazji i humoru Budzyńskiego. „Pod wulkanem” jest powrotem godnym oczekiwania tych, którzy śledzą twórczość lidera Armii. Pomimo wspomnianych wcześniej porównań, jest on na pewno artystą jedynym w swoim rodzaju, rozpoznawalnym i wciąż wiernym swojej wizji świata. Tu nie ma kryzysu, afer, wojen, ani pandemii. Codzienny szum medialnego świata to marność, od której można z Budzyńskim uciec. Ta płyta to udowadnia.