Fani „Gwiezdnych Wojen” dzielą się na dwie grupy – fanów „prawdziwych Gwiezdnych Wojen” i fanów „wszelkich Gwiezdnych Wojen”. Ci pierwsi zapomnieli, że oglądając klasyczne części sagi mieli przeważnie po kilkanaście lat i nie zwracali uwagi na to co teraz krytykują w kolejnych produkcjach z Lucasfilm. To zawsze było kino przygodowe z prostą historią i efektownymi bohaterami. Teraz cykl bazuje w dużej mierze na sentymencie za dawnym duchem filmu i jego kultowymi postaciami. Disney najpierw wypuścił dwa seriale „The Mandalorian” ukazujące dzieje po „Powrocie Jedi” (czyli pomiędzy 6 a 7 częścią sagi), teraz dostaliśmy serial „Obi-Wan Kenobi” rozgrywający się przed „Nową nadzieją” (czyli pomiędzy 3 a 4 częścią serii). Luke Skywalker i Księżniczka Lei są jeszcze małymi dziećmi. Obi Wan-Kenobi po rozbiciu Zakonu Jedi i osobistej porażce w prowadzeniu Anakina odsunął się na ubocze i zaniechał dawnych praktyk. To Darth Vader poszukuje dawnego mistrza, by zakończyć pojedynek, który uczynił go pół-człowiekiem/pół-maszyną. Pomagają mu w tym Inkwizytorzy, spośród których wybija się zwłaszcza gorliwa „Trzecia Siostra”. To jej plany i śledztwa pozwalają dotrzeć do Lei, a jej śladem do Kenobiego. Sześć 45 minutowych odcinków pozwala prześledzić brakujące losy głównych bohaterów „Gwiezdnych Wojen”. Zasadniczo niczego nie wnoszą one do opowieści. Ciekawą postacią jest właśnie „Trzecia Siostra”, ale generalnie chodzi o powrót do dawnych emocji i motywów. Znów słyszymy złowrogi oddech Lorda Vadera, muzykę Johna Williamsa, znów krzyżuje się niebieski i czerwony płomień mieczy świetlnych. Tak jak w „The Mandalorian” wzruszał mały „Grogu”, tak tu serca widzów zdobywa mała Leia. Znajome postacie, znajome miejsca i sceny sprawiają, że czujemy się bardziej w „Gwiezdnych Wojnach”, niż w przypadku serialu „The Mandalorian”. Jednak bez tego bagażu sentymentów „Obi-Wan Kenobi” nie bardzo się sprawdza. Można zarzucić twórcom różne naiwności, które teraz łatwiej wychwycić, niż w dzieciństwie. Ten serial trzeba kupić z całym dobrodziejstwem inwentarza i wtedy sprawi na pewno sporo przyjemności, a niektóre momenty przyprawią może nawet o dreszcz, czy wzruszenie.