OFF Festival Dzień 3

Katowice, 7 sierpnia 2022

OFF Festival Dzień 3

Trzeciego dnia czuć było, że Iggy Pop już zagrał, a część festiwalowiczów zdecydowała się pojechać do pobliskich Gliwic na koncert Nicka Cave’a. Z kolei ja zacząłem ten dzień wcześniej, niż poprzednie, bo Żona chciała zobaczyć Bedoesa, którego słucha nasz syn. Zajrzeliśmy przy okazji na scenę eksperymentalną na koncert amerykańskiego kwartetu Crows. Ich energiczny, melodyjny punk rock mógł się podobać. Dobry wokal i pozytywna atmosfera kupiły słuchaczy. Na mnie jednak przede wszystkim czekało ponowne spotkanie z największym gitarowym odkryciem na krajowej scenie w ub. roku.

WaluśKraksaKryzys

Pomysł by zagrać na festiwalu płytę, której właściwie nie ma był szalony, ale bynajmniej nie głupi. „MiłyMłodyCzłowiek” to debiut którego od dawna nie ma jak kupić, bo został zrobiony własnym sumptem (może ktoś go teraz wznowi?). Właściwie nie znałem tego materiału – poza kawałkiem z Męskiego Grania 2021 (Nanoże) i utworem tytułowym, który kojarzyłem dzięki przywołanej w tekście wokalno-instrumentalnej grupie Niwea. Format festiwalowej rozkładówki nie pozwolił grupie zagrać wszystkich piosenek z debiutu (nie zmieściły się dwa kawałki). To co poleciało było naprawdę udane. Te pierwsze piosenki zespołu są tak samo chwytliwe i tekstowo przekonujące, jak znane z płyty „Atak”. Co prawda niektóre pomysły wydały się już jakby znajome (tzn. zostały powtórzone na „Ataku”), niemniej dobrze się tego słuchało, a lider swoimi gadkami kupował publiczność humorem i dystansem. Dziękował na przykład producentom i technicznym, że ich kawałki brzmią całkiem dobrze, choć oni nie całkiem potrafią grać. Co warte odnotowania Waluś założył na siebie koszulkę z nowej płyty Fontaines D.C. Zostałem miłośnikiem zespołu w tamtym roku i po tym koncercie jeszcze mi się to pogłębiło.

Yard Act    

Na tej samej scenie (Leśnej), niedługo potem zjawiła się angielska formacja Yard Act. Wiedziałem, że to może być dobry koncert, ale nie sądziłem, ze aż tak przypadnie mi do gustu. Kwartet zadebiutował w styczniu tego roku albumem „The Overload”, który wspiął się na drugie miejsce UK Album Charts. Na post-punkowych korzeniach zespół zbudował dość oryginalny przekaz oparty w dużej mierze na liderze i wokaliście, którym jest James Smith. Jak przyznał w trakcie występu jego korzenie są w Polsce, a jego rodzinne nazwisko to Konopiński. Wokalista Yard Act opowiada swoje teksty niczym raper i przeplata je śpiewanymi z gitarzystą partiami. To bardzo rytmiczna muzyka i atrakcyjnie sprzedana. Niby proste, a efektowne, niby chłodne, a zaangażowane i szczere. James Smith jest świetnym frontmanem. Dużo mówi między kawałkami i zupełnie nie przypomina klasycznego rockmena – raczej miłośnika fantastyki. Anglicy zagrali tego dnia wszystko co mieli do zagrania. Na pewno będę polował teraz na ich płytę. Gorąco polecam.

Kamaal Williams

Angielski undergroundowy klawiszowiec jazzowy zabrał do Katowic perkusistę i multiinstrumentalistę grającego głównie na trąbce i instrumentach perkusyjnych. Kamaal Williams dotychczas ma na swoim koncie dwie płyty solowe oraz mix-tape zrealizowany dla K7! W Katowicach zaprezentował hipnotyzujący set, w trakcie którego czarował połączeniem prostych partii klawiszowych z kojącymi dźwiękami trąbki i połamanymi rytmami perkusji. Świetnie się tego słuchało. Artyści improwizowali, wczuwając się w lekko transową atmosferę. To nie był czysty jazz. Kamaal Williams wplatał w niego elementy muzyki klubowej, ilustracyjnej, a nawet krautrocka. Kompozycje były długie, a muzycy wciąż podsycali tematy proponowane przez lidera. Rzadko coś mnie tak ujmie w jazzie. Ostatecznie poszedłem po koncercie kupić sobie jakąś płytę Williamsa. Wybrałem ostatnią w jego dotychczasowym dorobku – „Wu Hen” z 2020 roku – fajną, ale jednak w nieco innym stylu – z wstawkami wokalnymi i z szerszym instrumentarium.

Metronomy

Akurat główną gwiazdę tego wieczoru jako tako znałem. Mam dwie z siedmiu płyt Metronomy, więc czekałem nie tylko na udane show, ale i znajome nuty. Kwintet grał już na OFFie dziesięć lat wcześniej, po wydaniu swojej najgłośniejszej płyty „English Riviera”. Tym razem zaprezentowali zgoła inny repertuar (z dawnych nagrań zaprezentowali m.in. „The Bay” i „The Look”). Lider grupy Joseph Mount wyszedł z założenia, że tej chłodnej nocy warto dać dynamiczny koncert, by publiczność mogła rozgrzać się w tańcu. Pomysł był dobry, bo faktycznie dało się odczuć pewną zmianę aury. Kolorowe światła sceniczne, dynamizm wokalny, mocne podkłady i optymistyczne gitary zrobiły swoje. Pierwszym utworem, który mnie porwał do ruchu był singiel „Reservoir” zagrany chyba jako czwarty. Potem były kolejne dobrze znane mi hity z „Love Letters” i „Old Skool” na czele. Mniej więcej w połowie setu Joseph Mount zapowiedział najlepszy taneczny band świata i zrobiło się jeszcze bardziej tanecznie. Z tegorocznej płyty zespół zaserwował zeszłoroczny singiel „It’s Good to Be Back” oraz świetny tegoroczny „Loneliness on the Run”. Od razu pomyślałem, że warto zainteresować się „Small World”, ale niestety jest on póki co trudno dostępny w Polsce w wersji CD. Występ Metronomy rozkręcał się z utworu na utwór i nic dziwnego, że grupa została poproszona na bis. Był tylko jeden za to niezwykle dynamiczny. Muszę przyznać, że Brytyjczycy wypadli nawet lepiej, niż myślałem. Dla mnie było to świetne zwieńczenie kolejnego udanego festiwalu.

A poza tym…

Słuchałem także koncertu Natalii Bergman w T-Tent, ale niezbyt uważnie. Jej pokrzepiające, skromne piosenki raczej mnie nie przekonały. Zajrzałem również do namiotu sceny eksperymentalnej na końcówkę solowego występu czarnoskórej artystki ukrywającej się pod pseudonimem kelyaA. To było spore wyzwanie – nawet gdy zabrzmiał cover utworu Prince’a, – no ale publiczność OFFa jest naprawdę otwarta na różne dźwięki.

Żałuję:

Przed Metronomy na Scenie Leśnej miała wystąpić Shygirl, ale z nieznanych powodów w ostatnim momencie odwołała swój koncert.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×