Pamiętam koncert Moderat na Openerze w 2017 roku. Niedługo potem muzycy zawiesili działalność, oddając się systematycznie pracy w innych swoich grupach: Modeselektor i Apparat. Warto było jednak nie tracić nadziei, bo i na Moderat przyszedł czas. Czwarta (nie licząc koncertu) płyta powstała w ub. roku, a ukazała się teraz, przynosząc kolejną porcję charakterystycznej mieszanki muzyki techno z popowymi melodiami wzbogaconymi o partie wokale. To w sumie duża sztuka, by wypracować sobie tak rozpoznawalny styl i brzmienie. Na „MORE D4TA” od samego początku słychać z kim mamy do czynienia. Niemieckie trio buduje przestrzenne struktury dźwięków osadzone w głębokich basach. Do tego dochodzą lekko marzycielskie wokale, kojarzące się nieco z początkami synth-popu. Trzeba jednak przyznać, że wokale są urozmaicone i w różny sposób „podrasowane”. Akurat w przypadku tej płyty połowa utworów ma taki piosenkowy charakter, choć w gruncie rzeczy podkłady są cały czas utrzymane w podobnym, ambitnym stylu. Tytuł płyty z jednej strony odnosi się do rosnącej liczby informacji, a z drugiej to anagram nazwy zespołu i liczby 4 odnoszącej się do numerowanych wcześniej płyt tria. Moderat miesza współczesne technowe rytmy z efektami dub-stepu w stylu Buriala (nawet z wokalnymi pogłosami jak u niego). Ta muzyka działa na wyobraźnię bardziej, niż na taneczne odruchy, choć nie brak tu wyrazistych bitów. Na bogatej scenie niemieckiej elektroniki Berlińczycy świetnie równoważą swoje studyjne ambicje z pociągiem do przekonujących harmonii i prawdziwej przebojowości. Ten nowy materiał wydaje mi się najlepszy w ich całej karierze. Właściwie wszystkie wokalne kawałki mogłyby wyjść na singlach (no może poza zamykającym „Copy Copy”), a utwory instrumentalne trzymają równy, wysoki poziom. Pewien automatyzm przebija się symbolicznie nie tylko w tytule płyty, ale i w tytułach utworów – wszystkie kawałki mają dwuwyrazowe nazwy ze stałą liczbą liter 4+4. Moim faworytem na krążku jest „Undo Redo”, ale całości słucha się naprawdę dobrze.