Tę płytę polecił mi kolega i już to samo w sobie jest wartościowe, bo przyjemnie jest słuchać muzyki niejako wspólnotowo, jak w XX wieku, kiedy wszyscy jarali się słuchaniem nowych zespołów, pożyczali sobie płyty i odkrywali nowe dźwięki. TV Priest jest z Londynu i nagrywa dla słynnego Sub Popu. „My Other People” to ich druga płyta. Kwartet gra trochę jak wczesny Bauhaus, ale też jak późny Interpol i trochę Idles. Nie jest to zatem nic odkrywczego. Chodzi raczej o stylowość i wiarygodność. Zespół trzyma się kanonu, a przekonujący wokal Charlie Drinkwatera ułatwia akceptację. Początek płyty, zdominowany przez singlowe nagrania (ścieżki 1, 2, 3 i 5), pokazuje dość szerokie spectrum wyrazu. Energia przeplata się ze swoistym liryzmem, a tempo waha się od wolnego po średnio szybkie. Czasem do klasycznego post-punkowego instrumentarium dogra coś klawisz, by nie było zbyt jednolicie. Tegoroczny materiał miał się nieco różnić przekazem (mniej polityki, więcej autorefleksji), za to pod względem studia i produkcji TV Priest powtórzyło ścieżki wytarte podczas pracy nad swoim debiutem („Uppers” 2021). Ta muzyka wchodzi szybko, ma natomiast pewien problem z tym, by się dobrze zadomowić. Kwartet nie ma zbyt dużych talentów w zakresie kreowania melodii i przebojowych kawałków. W tym względzie wydaje się, że nie dość wykorzystuje walory głosowe swojego wokalisty, który niczym Iggy Pop może operować na dwóch poziomach wrażliwości. „My Other People” to zbiór dwunastu przyzwoitych kawałków, które nie nużą i nie nudzą, ale też nie czarują i zbytnio nie zapadają w pamięć. Oczywiście pomiędzy dynamicznym „It Was Beautiful”, a półakustycznym „The Happiest Place On Earth” jest przepaść, ale trudno zanucić zarówno jeden jak i drugi. Druga część płyty częściej bazuje na mocnej perkusji i wrzynającym się basie. Spokojniej dzieje się tylko w „The Breakers” i zamykającym, „gaszącym światło” „Sunland”. Czas pokaże, czy TV Priest podniesie jeszcze poprzeczkę, czy dołączy do szerokiego grona epigonów post-punkowego grania.