Twórcy tego wakacyjnego hitu najwyraźniej pomyśleli, że warto wykorzystać lukę po Quentinie Tarantino i przygotowali film wg jego receptury. Mamy zatem komediowe kino sensacyjne, z dynamiczną narracją i ścieżka dźwiękową, zabawnymi dialogami, charakterystycznymi postaciami no i Bradem Pittem w roli głównej. Różnego rodzaju zbiry, kanciarze i zabijaki spotykają się w szybkim pociągu jadącym z Tokio do Kyoto. Każdy realizuje swój plan, co w sumie okazuje się zbiorem działań zaplanowanych przez jedną osobę – Białą Śmierć. Brad Pitt gra tu złodzieja, który ma tyle samo pecha co fartu. Ma zwinąć z pociągu walizkę z pieniędzmi. Ta jest jednak pod okiem dwóch braci – Boliwijczyków, łączących infantylizm z niebywałą skutecznością działania. Bracia mają ponadto zaopiekować się synem Białej Śmierci. Do gry włącza się także syn byłego wojownika Białej Śmierci, który chce pomścić zamach na swojego syna. Jego tropy wiodą do pewnej dziewczyny, która ma na pieńku z Białą Śmiercią. Podobnie jak kolejny jego pracownik – niejaki Wilk, który stracił ukochaną i gości weselnych. Jakby tego było mało, po pociągu pełza okropnie jadowity wąż. Uczestnicy tej układanki wchodzą sobie w drogę – czasem na dobre, a czasem na złe. Cały czas puszczane jest do widza oko, by ten szykował się na kolejne kłopoty i nie przejmował zbytnio nadmiarem krwi. Czasem pojawiają się reminiscencje z życia poszczególnych postaci, tłumaczące wzajemne korelacje – utrzymane w równie dynamicznym i przeważnie krwawym stylu. Ten film zachowuje na szczęście wdzięk i humor, w jakim Brad Pitt czuje się najlepiej. To nie jest poziom „Ocean’s Eleven”, czy wspomnianego kina Tarantino (bardziej już Rodrigueza), ale naprawdę szkoda się tej produkcji czepiać. Jest bardzo sprawnie, czasem pomysłowo, odpowiednio dowcipnie, a przemoc jest raczej komiksowa. Jak na wakacyjne kino, to dostajemy 2,5 godziny godziwej rozrywki.